Sąd ze względu na interes społeczny zezwolił na podanie danych i wizerunku głównego oskarżonego. Oprócz Bojarczyka, na ławie oskarżonych zasiedli Robert M. i Jan A. Odpowiadają oni za nieudzielenie po wypadku pomocy dziewczynce i zacieranie śladów - naprawę auta po wypadku. Do wypadku doszło w grudniu pod Bartoszycami. Kierowca potrącił jadącą rowerem 11-letnią Marysię, a następnie uciekł wraz z dwoma pasażerami, nie udzielając jej pomocy. Po ok. 20 minutach dziewczynka pozostawiona na poboczu zmarła. Kierowca miał ok. 2 promili alkoholu w organizmie. Trójka oskarżonych przyznała się do winy. Bojarczyk wyjaśniał, że przed wypadkiem wypił około dwóch butelek wódki w pracy na jednej z podbartoszyckich wsi. Mimo, że był pijany wsiadł za kierownicę, by wrócić do domu. Wracając potrącił rowerzystkę, ale wmawiał pasażerom, że to było uderzenie gałęzi w auto. - Spanikowałem jak zobaczyłem co się stało, kazałem im wsiadać do samochodu i odjechać - mówił Bojarczyk. Potem namówił współoskarżonych do naprawy i zaklejenia urwanego w wypadku lusterka i świateł. Rodzice dziewczynki występujący w charakterze oskarżycieli posiłkowych powiedzieli dziennikarzom, że gdyby to było możliwe, domagaliby się kary dożywotniego więzienia. - Nie mogę żyć z myślą, że mojej córki nie ma, moje cierpienie i ból skończy się z moją śmiercią - powiedziała Maria Socha, matka ofiary. Ojciec dziewczynki mówił, że dostał z aresztu list od Bojarczyka z prośbą o wybaczenie. - Ja nie mogę wybaczyć - podkreślił Marek Wertig.