Wypadek wydarzył się w czerwcu ubiegłego roku pobliżu mazurskiej wsi Kleszczewo, gdzie 29-letnia Agata Ch. z Warszawy spędzała weekend z mężem i kilkutygodniowym dzieckiem. Podczas spaceru po szutrowej drodze została potrącona przez nadjeżdżającego quada. Zginęła na miejscu. Idącemu obok niej mężowi, który pchał dziecięcy wózek nic się nie stało. Jak ustalono, oskarżeni kierowcy - Piotr S. i jego szwagier Marek B. - zetknęli się dwukrotnie ze spacerującą skrajem drogi rodziną. Już za pierwszym razem kobieta okazała niezadowolenie i próbowała zmusić ich, aby zwolnili. Krzyczała i wykonywała gwałtowne gesty, bo piach i żwir spod kół quadów sypał się do wózka. Kierowcy wyminęli pieszych i po przejechaniu kilkuset metrów, na najbliższym skrzyżowaniu zawrócili. Agata Ch. zeszła wówczas bliżej środka jezdni, usiłując doprowadzić do zatrzymania pojazdów. Została uderzona przez pierwszy z quadów, którym kierował Piotr S. Jadący za nim Marek B. odjechał z miejsca zdarzenia. "Winę za wypadek ponosi kierowca quada" Według prokuratury, winę za wypadek ponosi kierowca quada Piotr S., który celowo naruszył przepisy o ruchu drogowym. Widział idącą prostym odcinkiem drogi rodzinę, ale nie zachował ostrożności. Jechał z prędkością ok. 70 km/h i nie zwolnił. Nie zachował też bezpiecznego odstępu przy próbie wyminięcia kobiety. Zdaniem śledczych, po uprzedniej reakcji pieszej mógł i powinien przewidzieć jej zachowanie. Podczas środowej rozprawy przed giżyckim sądem Marek B. - oskarżony o nieudzielenie pomocy umierającej ofierze wypadku - złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Przyznał się do winy, wyraził skruchę i odwołał wcześniejsze zeznania ze śledztwa. "Nie mam dla siebie wyjaśnienia" - Nie mam dla siebie wyjaśnienia, dlaczego to zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas, zachowałbym się inaczej - stwierdził i przeprosił za swoją ucieczkę. Dodał, że odjechał z miejsca wypadku, bo przeraził go widok zakrwawionej kobiety. Nie próbował też pomóc ofierze, jak utrzymywał w śledztwie. Przed sądem przyznał, że była to tylko przyjęta przez niego linia obrony. Po wypadku pojechał do domu, wrócił na miejsce tragedii po telefonie od szwagra, aby złożyć zeznania jako świadek. Marek B. zmienił też swe wyjaśnienia, co do powodów, dla których obaj kierowcy ponownie pojechali w stronę napotkanej wcześniej rodziny. W prokuraturze twierdził, że nie chcieli w ten sposób dokuczyć Agacie Ch. i nie mieli pretensji o jej zachowanie. Zawrócili wyłącznie po to, żeby dojechać do Giżycka i coś zjeść. - Nie mieliśmy racjonalnych powodów, żeby zawrócić. Piotr zawrócił pierwszy - powiedział przed sądem Marek B. Sąd Rejonowy w Giżycku uwzględnił wniosek Marka B. o dobrowolne poddanie się karze. Skazał go na dwa lata pozbawienia wolności, a karę zawiesił warunkowo na cztery lata. Skazany ma też zapłacił 5 tys. zł grzywny. Na taki wyrok zgodził się prokurator oraz ojciec i mąż Agaty Ch., którzy występują na procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych. "Po raz pierwszy zobaczyliśmy skruchę" - Po raz pierwszy zobaczyliśmy skruchę jednego z oskarżonych i usłyszeliśmy wreszcie wyjaśnienia, które chociaż po części odpowiadają prawdzie - powiedział mąż ofiary wypadku. Obaj oskarżyciele posiłkowi podkreślali jednak, że najważniejsze jest dla nich udowodnienie winy Piotrowi S., oskarżonemu o spowodowanie wypadku. Sprawę Piotra S. sąd wyłączył do odrębnego rozpatrywania. Oskarżony nie przyznał się do winy. Twierdzi, że kobieta wtargnęła nagle na jego pas ruchu i nie mógł na czas zahamować. Jego adwokaci próbowali doprowadzić w środę do zwrócenia prokuraturze i uzupełnienia dokumentów sprawy. Powołali się na różnice w treści stawianego w śledztwie zarzutu, a późniejszym aktem oskarżenia. Sąd uznał ten wniosek za bezzasadny. "Popełniono szereg nieprawidłowości" Śledztwo ws. wypadku pod Kleszczewem prowadziła początkowo prokuratura w Giżycku. Przeniesiono je do prokuratury w Ełku na wniosek pełnomocnika rodziny ofiary wypadku, który zarzucił giżyckim funkcjonariuszom popełnienie szeregu nieprawidłowości przy wyjaśnianiu sprawy. Mieli oni m.in. nie zabezpieczyć wszystkich dowodów na miejscu tragedii, a trzeźwość kierowcy quada zbadali dopiero dwie godziny po wypadku. Zasadność tych zarzutów bada Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.