W środę w wyniku tego pożaru zginęły dwie sprzedawczynie. - Śledztwo jest wszczęte z art. 163 kodeksu karnego tj. spowodowania pożaru, w którym śmierć ponieśli ludzie. Na razie jest zbyt wcześnie by mówić o tym, kto znajdzie się w ewentualnym kręgu podejrzanych, będziemy badać wszystkie okoliczności tego zdarzenia - powiedziała p.o. prokurator rejonowy w Giżycku, Helena Koniuszaniec. We czwartek rano w budynku, w którym doszło do pożaru strażacy sprawdzali stężenie tlenku węgla. - Do środka chcą wejść biegli i policja, by prowadzić oględziny, ale muszą mieć pewność, że nic im nie grozi. Sprawdzamy zadymienie i poziom stężenia tlenku węgla - powiedział Krzysztof Kroszkiewicz ze straży pożarnej w Giżycku. Pożar w domu handlowym przy ul. Warszawskiej w Giżycku wybuchł w środę przed godz. 16. W budynku znajdował się m.in. sklep sieci "Biedronka", sklep RTV i AGD oraz sklepy odzieżowe. Ewakuowano kilkanaście osób, niestety płomienie odcięły drogę ucieczki dwóm sprzedawczyniom. - Kobiety dwukrotnie dzwoniły do dyżurnego straży i tłumaczyły, że są w sklepie odzieżowym, w którym są otwarte drzwi. Strażacy szukali ich wedle tych wskazówek, niestety, okazało się, że kobiety były w sklepie, którego drzwi zamknięte były na podwójny zamek. Gdy je znaleźliśmy były bardzo przytrute - powiedział Kroszkiewicz. Obie sprzedawczynie zmarły w szpitalu. Osiem innych osób, w tym strażak, które uległy zatruciu, już są wypisani do domów. - Jeżeli śledztwo będzie tego wymagało sprawdzimy także prawidłowość prowadzonej akcji ratowniczej. Na razie jest zbyt wcześnie, by mówić czy kobiety można było uratować" - zaznaczyła prokurator Koniuszaniec. Z relacji świadków wynika, że płomienie w dwukondygnacyjnym budynku pojawiły się najpierw w skrzynce z bezpiecznikami w piwnicy. Z ogniem walczyło ponad 30 strażaków zawodowych i ochotników.