Prokuratura oskarżyła Marlenę W. o to, że 17 czerwca 2009 roku złożyła przed sądem apelacyjnym w Białymstoku fałszywe zeznania dotyczące sprawy zabójstwa recydywisty we Włodowie. Wskazała w nich, że jednym ze sprawców zabójstwa jest jej ojciec, a nie mąż, który został potem prawomocnie skazany za zabójstwo Józefa C. na cztery lata pozbawienia wolności. Sędzia Karol Beśka uzasadniając wyrok uniewinniający powiedział, że dokładna analiza zeznań Marleny W. nie potwierdza zarzutu, jaki postawiła jej prokuratura. - Oskarżona przedstawiła określony przebieg zdarzeń w sprawie dotyczącej zabójstwa we Włodowie w 2005 roku i różnił się on wcześniejszych jej zeznań - dodał sąd. Sąd przytoczył jej zeznania z Białegostoku, w których oskarżona mówiła: "byłam wtedy w takim stanie, że to, co widziałam, to się wszystko tak zmieszało, że nie wiem, czy naprawdę widziałam, czy znam z opowieści ludzi". Jeśli świadek najpierw opowiada o zdarzeniu, a potem dodaje, że go tak naprawdę nie pamięta i nie jest pewien, jak ono przebiegało, to nie można mu zarzucić, że kłamie - uznał sędzia. Korzystna dla oskarżonej była opinia biegłego psychologa, w myśl której mogła ona przed sądem apelacyjnym w Białymstoku opowiadać o zdarzeniu oceniając je subiektywnie, ponieważ dotyczyło najbliższej rodziny i było brutalne w swym przebiegu. Według olsztyńskiego sądu nie można wykluczyć, że oskarżona zeznając w Białymstoku wierzyła w to co mówi, zaś przestępstwo składania fałszywych zeznań można popełnić tylko wówczas, jeśli jest umyślne, a osoba, które składa takie wyjaśnienia, celowo przekazuje fałszywe treści. Marlena W. powiedziała dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku, że jest zadowolona i że wierzyła w to, iż będzie uniewinniona. Prokurator powiedział, że po zapoznaniu się z uzasadnieniem wyroku podjęta zostanie decyzja o ewentualnej apelacji. Mimo, że wyrok w procesie Marleny W. nie jest prawomocny, to można już mówić o zakończeniu w sądach sprawy linczu we Włodowie. Po dwóch procesach i oddalonej kasacji przez Sąd Najwyższy bracia W. zostali ostateczni skazani na cztery lata więzienia. Pozostają jednak na wolności, ponieważ jeszcze przed rozpatrzeniem kasacji, w grudniu 2009 r. prezydent Lech Kaczyński ich ułaskawił. Zawiesił wykonanie wobec nich kary na okres 10 lat - dzięki czemu Mirosław, Krzysztof i Tomasz W. nie trafili do więzienia. Jeśli przez 10 lat popełnią oni nowe przestępstwo, kara podlegałaby jednak wykonaniu. Skazani zostali także dwaj policjanci z komisariatu w Dobrym Mieście za zlekceważenie sygnałów od mieszkańców o zagrożeniu i zbyt późną interwencję we Włodowie. W lutym 2008 r. Sąd Okręgowy w Olsztynie utrzymał wyroki, skazujące dwóch policjantów na kary więzienia w zawieszeniu za niedopełnienie obowiązków. Bogusław S. i Andrzej J. zostali skazani na kary po 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i po tys. zł grzywny za niedopełnienie obowiązków podczas przyjmowania zgłoszeń od mieszkańców wsi Włodowo. Do linczu doszło w lipcu 2005 r. Z rąk swych sąsiadów zginął wówczas 60-letni Józef C., który w zakładach karnych spędził wiele lat. Mieszkańcy trzykrotnie dzwonili na policję z żądaniem interwencji, twierdząc, że C. biegał po ulicach z maczetą. Policja przyjechała dopiero po kilku godzinach. W tym czasie mężczyźni łomem, szpadlami i kijami pobili Józefa C., który w wyniku obrażeń zmarł. Wydarzenia w Włodowie stały się inspiracją do powstania filmu "Lincz" w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza. Obraz zdobył we wrześniu br. główną nagrodę 29. Festiwalu "Młodzi i Film" w Koszalinie.