Zarobki Barańskiego chciał poznać spółdzielca Wiesław Szmidt, który wielokrotnie prosił prezesa o udostępnienie mu kopii uchwał, w której zapisana jest krotność średniej płacy w spółdzielni - owa krotność określa wysokość bazowej pensji prezesa. Gdy spółdzielnia nadsyłała Szmidtowi te uchwały, krotność, którą otrzymuje Barański, była zamazywana. Sąd uznał, że takie praktyki są niezgodne z prawem. - Członek spółdzielni mieszkaniowej jest pracodawcą prezesa spółdzielni, bo w kosztach, które co miesiąc pokrywa, jakiś procent tej kwoty jest przeznaczony na płacę prezesa - powiedziała, uzasadniając wyrok, sędzia Magdalena Chudy i dodała, że nie rozumie zachowania prezesa, który nie ma powodów, by wstydzić się swoich zarobków. - Dla mnie to zachowanie jest dziwaczne - powiedziała sędzia. Podkreśliła, że "dziwaczność" ta wiąże się z tym, że spółdzielca Wiesław Szmidt nie domaga się do Barańskiego podania wprost wysokości pensji, a jedynie chce się zapoznać z uchwałą, która ją określa. Sąd okręgowy podzielił stanowisko sądu rejonowego, który we wrześniu skazał za to Barańskiego na 2 tys. zł grzywny. Sędzia Chudy wytknęła jednak sądowi pierwszej instancji, że nie ustalił wysokości pensji prezesa ani nie zbadał jego stanu majątkowego. Na rozprawie w sądzie rejonowym pytany przez sąd o wysokość zarobków Barański odpowiedział, że zarabia "kilkanaście tysięcy złotych". Zdaniem sądu okręgowego taka odpowiedź nie była precyzyjna i sąd rejonowy winien wystąpić do urzędu skarbowego o zeznanie podatkowe Barańskiego lub zażądać z banku wyciągów. - Takie dokumenty znalazłyby się w aktach sprawy, a strony mogą swobodnie zapoznawać się z aktami. Gdyby sąd rejonowy to zrobił, wysokość pensji prezesa już nie byłaby tajemnicą - zauważyła sędzia Chudy. - Takiego wyroku oczekiwałem. W mojej ocenie orzeczenie sądu w tej sprawie nie mogło być inne, tak wynikało z konsultacji jakie przeprowadzałem m.in. z prawnikami - powiedział po wyroku na Barańskiego Szmidt. Dodał, że po wyroku sądu rejonowego skierował ponowny wniosek o ujawnienie uchwały dotyczącej zarobków prezesa do spółdzielni "Pojezierze". - Otrzymałem odpowiedź od jakiegoś pracownika, nie prezesa, że proszą, bym poczekał do prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy - dodał spółdzielca. Szmidt zapowiedział, że jeśli nie otrzyma w najbliższym czasie od prezesa "Pojezierza" uchwały, o jaką prosi, po raz kolejny skieruje sprawę do organów ścigania i sądu. - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Tak czy owak, doprowadzę do ujawnienia zarobków prezesa, które - jak słusznie zauważył sąd - pochodzą m.in. z wnoszonych przeze mnie opłat - dodał Wiesław Szmidt. Barańskiego ani jego adwokata nie było w piątek na publikacji wyroku. Z "Pojezierza" przyszły do sądu dwie pracownice, które przysłuchiwały się motywom orzeczenia, siedząc na ławach dla publiczności. W apelacji obrońca Barańskiego prosił sąd o uchylenie wyroku i ponowne rozpoznanie sprawy. Sugerował, by w tej sprawie wysłać zapytanie do Sądu Najwyższego, gdyż jego zdaniem zachodzi kolizja między prawem spółdzielcy do informacji a ochroną danych wrażliwych. Sąd Okręgowy przypomniał, że w tej sprawie wypowiadał się Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że spółdzielcy mają prawo do zapoznawania się z uchwałami spółdzielni mieszkaniowych. Wyrok olsztyńskiego sądu jest prawomocny, kasacji od niego nie mogą wnieść strony a jedynie uprawnione organy, np. minister sprawiedliwości czy Rzecznik Praw Obywatelskich. Ponieważ wyrok jest prawomocny, nazwisko obwinionego nie podlega utajnieniu. Przykład Szmidta ośmielił mieszkańców innych spółdzielni mieszkaniowych w Olsztynie - we wtorek sąd rejonowy ogłosi wyrok w indentycznej sprawie dotyczącej prezesa spółdzielni "Jaroty"; na grudzień zaplanowano początek sprawy o ujawnienie zarobków prezesa Olsztyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.