Była prezes Teresa R.-M. odmówiła w piątek składania wyjaśnień, nie chciała także odpowiadać na pytania sądu i prokuratora. Złożyła jedynie oświadczenie, w którym podkreśliła, że wszystkie jej działania jako prezesa zmierzały do ratowania kondycji finansowej spółdzielni. Jak zaznaczyła, gdy była prezesem, spółdzielnia spłaciła wszystkie zobowiązania finansowe i pozawierała ugody z wierzycielami. Według Teresy R.-M. prowadzeniem finansowych sprawy w spółdzielni zajmował się współoskarżony Stanisław M., który - jak podkreśliła - był biegłym rewidentem. Rachunkowością zajmowało się także zewnętrzne biuro. Sąd na kolejnej rozprawie 13 lipca rozpocznie przesłuchania świadków w tej sprawie. W maju ub.r., gdy olsztyńska prokuratura wysyłała do sądu akt oskarżenia, jej rzecznik prokurator Mieczysław Orzechowski informował, że b. prezes Domatora Teresie R.-M. postawiono 15 zarzutów. Dotyczą one działania na szkodę spółdzielni, przywłaszczenia mienia, prowadzenia ksiąg rachunkowych wbrew przepisom ustawy i podawania w nich nierzetelnych danych. Zarzuty to także nakłanianie pracownicy do fałszowania dokumentów, złośliwe naruszanie praw pracowniczych, podrabianie dokumentów, zawiadamianie o przestępstwach, których nie było. Śledczy zarzucają także Teresie R.-M., że nie złożyła w sądzie rejestrowym sprawozdania finansowego oraz wniosku o upadłość spółdzielni, choć jego złożenie było w okresie objętym zarzutem uzasadnione - wyliczał prokurator Orzechowski; najpoważniejsze z tych przestępstw zagrożone jest karą pięciu lat więzienia. Działanie na szkodę spółdzielni przez Teresę R.-M. polegało na przeznaczeniu 750 tys. zł z funduszu remontowego na pokrycie bieżących kosztów działania spółdzielni; b. prezes nie odprowadziła też do ratusza podatku za wieczyste użytkowanie gruntów, choć taki podatek zapłacili spółdzielcy. Prokuratura ustaliła także, że prezes złamała prokuratorski zakaz kierowania spółdzielnią i choć nie miała do tego prawa, zawarła z synem umowę przeniesienia udziału we własności dwóch miejsc garażowych. W trwającym od grudnia 2008 r. śledztwie prokuratura ustaliła, że b. prezes Domatora przywłaszczyła pieniądze i mienie o łącznej wartości 98 tys. zł. Zdaniem śledczych Teresa R.- M. wypłaciła sobie ponad 52 tys. zł z tytułu zwrotu wkładu budowlanego i korekty opłat eksploatacyjnych, kolejne 22,7 tys. zł pobrała jako wkład budowlany stanowiska garażowego, za 7 tys. zł kupiła materiały budowlane, które częściowo przeznaczyła na remont mieszkania matki, z pieniędzy spółdzielni opłaciła też ponad 600 zł przegranego w sądzie prywatnego procesu, zawłaszczyła też spółdzielczego laptopa i dwa telefony. Wraz z byłą prezes prokuratura oskarżyła członka zarządu spółdzielni Stanisława M. oraz prowadzącą księgowość Sylwię T. Oni mają mniej zarzutów. Zdaniem prokuratury wszystkie swoje czyny popełnili wspólnie z prezesem Teresą R.-M. Teresa R.-M., zanim została prezesem Domatora, upubliczniała w mediach krajowych i lokalnych nieprawidłowości, jakich jej zdaniem dopuszczali się prezesi spółdzielni. Ujawniła m.in., że mieli oni zaciągnąć wysoką pożyczkę u prywatnej osoby, mieszkanki Wiednia, a także, że jeden z prezesów miał prowadzić dom publiczny. Część spółdzielców wierzyła Teresie R.-M. i stała za nią murem, inni cały czas działali w opozycji. Z inicjatywy jednego z "opozycjonistów" w grudniu 2008 roku prokuratura wszczęła śledztwo, które miało wyjaśnić poczynania pani prezes. - W sumie w toku śledztwa wpłynęło ponad 20 kolejnych zawiadomień od członków spółdzielni, a badanych było ponad 100 różnych wątków. Te, które nie znalazły odbicia w akcie oskarżenia, zostały umorzone - powiedział prok. Orzechowski.