Decyzję o tym, by dzieci ze wsi pod Ełkiem nie przyjmować do miejskich przedszkoli radni tego miasta podjęli na sesji w styczniu, ich decyzja właśnie się uprawomocniła. - Jako mieszkaniec wsi pod Ełkiem, którego dwie córki chodzą do przedszkola w Ełku czuję się z tego powodu dyskryminowany. Pracuję w mieście, robię tu zakupy, a mieszkam pod Ełkiem. Czy to, że się wybudowałem jest powodem do tego, by moje dzieci przeżywały od września traumę rozstając się z koleżankami? - powiedział Witold Jarosiński, który pracuje w ełckim szpitalu. W Ełku jest siedem przedszkoli, w których jest łącznie 1,2 tys. miejsc. Wiceprezydent Ełku Włodzimierz Szelążek powiedział, że radni podjęli decyzję o tym, by przeznaczyć te miejsca tylko dla dzieci zameldowanych w mieście wyłącznie dlatego, że brakuje miejsc w przedszkolach. - Już w 2009 roku, gdy robiono nabór na ten rok szkolny zabrakło miejsc dla 400 dzieci, a tymczasem w grupie przyjętych do miejskich przedszkoli było 60 maluchów z wiosek pod Ełkiem - powiedział Szelążek. Dodał, że miejski samorząd ma obowiązek w pierwszej kolejności dbania o własnych mieszkańców. Wsie pod Ełkiem leżą na terenie gminy Ełk. Oba samorządy od dwóch lat prowadzą ze sobą spory - miasto już dwukrotnie bezskutecznie próbowało poszerzyć swoje granice administracyjne kosztem terenów gminy. Zanim oba wnioski miasta upadły wójt gminy prowadził z mieszkańcami protestacyjne głodówki i urządzał happeningi przeciw włodarzom miasta. - Moim zdaniem decyzja o zablokowaniu dzieciom z gminy miejsc w przedszkolach to zemsta miasta za to, że nie oddaliśmy im ziemi. Dzieci ucierpią na ambicji miejskiego samorządu, to chore - powiedział wójt Antoni Polkowski. Przypomniał, że zgodnie z prawem gmina za każde dziecko w miejskim przedszkolu płaci 415 zł miesięcznie. Włodzimierz Szelążek zapewnił, że "obie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego", a opłaty są regulowane prawem i wójt musi za gminne dzieci płacić. Wójt przyznał, że "nie ma siły na zmuszenie miasta do przyjęcia dzieci ze wsi do przedszkoli", więc będzie próbował uruchomić oddziały przedszkolne przy istniejących gminnych szkołach. - Ale nerwów dzieciom tym nie umniejszę - powiedział wójt. Witold Jarosiński powiedział, że będzie próbował rozwiązać swój kłopot pokrywając w 100 proc. koszt pobytu dziecka w miejskim przedszkolu. - Ale czy to mi się uda, nie wiem - przyznał.