Na protest zorganizowany przez olsztyński ZNP woźne, kucharki, konserwatorzy i szatniarki przynieśli ze sobą transparenty m.in.: "Mini płaca maksi praca", "Nasza płaca 1 tys. zł, dieta radnego to 1,7 tys.", "Czekamy na cud, bo łapie nas głód", "Panie prezydencie, jak żyć?", mieli gwizdki, puste butelki z drobniakami i flagi. - Zdecydowaliśmy się na protest, ponieważ w projekcie budżetu na 2012 rok po raz kolejny nie zaplanowano podwyżek dla pracowników administracji w placówkach oświatowych, tj. w przedszkolach czy szkołach. Ci ludzie zarabiają teraz minimum, z tego nie da się wyżyć - powiedział przewodniczący olsztyńskiego ZNP Tomasz Branicki. Dodał, że choć w Olsztynie pracuje ok. 1,2 tys. pracowników obsługi (1 tys. etatów, bo nie wszyscy pracują na całym etacie - przyp. red.) w placówkach oświatowych nie wszyscy mogli przyjść na pikietę, bo akurat pracowali. "Ten protest to wspólna droga" W proteście wzięli też udział związkowcy z Solidarności, bo jak powiedziała przedstawicielka tego związku Bożena Kowalska: "ten protest to wspólna droga ku wyższym płacom pracowników obsługi i administracji". Delegację protestujących przyjął prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz; na spotkaniu obecna była też wiceprezydent odpowiedzialna za oświatę Małgorzata Bogdanowicz. Grzymowicz przyznał, że rozumie postulaty protestujących, "bo wszystko drożeje a rodziny trzeba utrzymać", przyznał też, że za 900 czy 1 tys. zł trudno jest godnie żyć. "Kołdra miasta jest krótka" - W budżecie Olsztyna nakłady na oświatę w 2012 roku wzrosną o 5 mln zł, ale te pieniądze pójdą przede wszystkim na pensje nauczycieli, którzy podnoszą kwalifikacje zawodowe a ich awanse wiążą się ze wzrostem płac - powiedział Grzymowicz. Dodał, że o taką samą kwotę wzrosną też wydatki na pomoc społeczną. - A kołdra miasta jest krótka, podatków lokalnych nie zamierzamy podnosić - powiedział Grzymowicz. Jednocześnie przypomniał, że w mieście aż 246 nauczycieli jest na urlopach zdrowotnych, w czasie których pobierają pensję taką, jakby pracowali. - Te urlopy kosztują miasto 5 mln zł, te pieniądze można by właśnie przeznaczyć na podwyżki dla obsługi i administracji - przyznał prezydent Olsztyna. Pracują nad zmianą przepisów Branicki powiedział, że w Olsztynie od kilku lat obowiązują rozporządzenia prezydenta miasta, w myśl których placówka na każdego pracownika administracji i obsługi dostaje od ratusza od 18 do 20 tys. zł rocznie. Zdaniem związkowców, jest to niesprawiedliwe, bo np. wyższa pensja księgowej wiąże się ze zmniejszeniem poborów kucharki czy woźnej (ich pensje płacone są ze wspólnej puli ratuszowej dotacji). - Pracujemy teraz z przedstawicielami ratusza nad zmianą tych przepisów, chcemy m.in. rozgraniczyć pracowników administracji od pracowników obsługi, ale zanim to się stanie, to niektórzy ludzie zarabiają grosze - powiedział Branicki. Najniższe wynagrodzenie to 1 500 zł brutto Magdalena Górecka z biura prasowego olsztyńskiego ratusza powiedziała, że w Olsztynie jest ok. 1 tys. etatów niepedagogicznych, a najniższe wynagrodzenie, tj. 1 500 zł brutto, otrzymuje 8 proc. z nich. Prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz zapewnił przedstawicieli związkowców, że jeśli nie da się "wykroić podwyżek wszystkim", to zrobi wszystko, by grupa zarabiających najmniej otrzymała podwyżki.