Na ławie oskarżonych zasiada 6 mężczyzn w tym trzech braci W., którzy odpowiadają za zabójstwo recydywisty Józefa C. Proces toczy się od nowa, białostocki sąd apelacyjny uchylił poprzedni wyrok i przekazał sprawę do powtórnego rozpoznania. We wtorek, podczas pierwszej rozprawy sąd odczytuje wyjaśnienia oskarżonych z postępowania przygotowawczego sprzed trzech lat. Wszyscy oni tak jak podczas pierwszego procesu nie przyznali się do winy i odmówili złożenia wyjaśnień przed sądem. Bracia Tomasz, Krzysztof i Mirosław W. są oskarżeni o zabójstwo Józefa C., Rafał W. odpowiada za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia a dwaj pozostali Stanisław M. i Wiesław K. za znieważenie zwłok, które mieli kilkakrotnie uderzyć kijem. W pierwszym procesie olsztyński sąd skazał braci Tomasza, Krzysztofa i Mirosława W. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy; przy czym zmienił kwalifikację czynu z zabójstwa na pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia; pozostali trzej oskarżeni także otrzymali kary w zawieszeniu. Od wyroku odwołała się prokuratura, która domagała się wyższych kar. Sąd apelacyjny w Białymstoku przychylił się do zarzutu prokuratora, że sąd pierwszej instancji dopuścił się błędów w ustaleniach faktycznych. Zaznaczył również, że "zasadność niektórych ocen nie odpowiadała prawidłowości logicznego rozumowania". Sędzia sprawozdawca, Tomasz Wirzman w uzasadnieniu wyroku sądu apelacyjnego wymienił główne błędy w rozumowaniu sądu pierwszej instancji. Pierwszym z nich była ocena miejsca znalezienia zwłok Józefa C. Sąd w Olsztynie uznał, że ciało mężczyzny znaleziono w miejscu wskazanym przez świadków następnego dnia po linczu, co było korzystne dla oskarżonych. Nie znaleziono tam jednak krwi zmarłego Józefa C. Jednak, jak podkreślał sąd apelacyjny, 1 lipca, czyli w dniu linczu, świadkowie wskazali policji inne miejsce, oddalone od poprzedniego o ok. 40 m. Zdaniem sądu apelacyjnego, sąd pierwszej instancji zbagatelizował zeznania świadków z 1 lipca. Olsztyński sąd błędnie też ocenił stan w jakim znajdował się Józef C. bezpośrednio po pobiciu go przez oskarżonych braci. Wirzman podkreślił, że sąd kilkukrotnie pomijał lub deprecjonował dowody i okoliczności, które mogły przemawiać przeciwko oskarżonym. Sąd apelacyjny podzielił też wątpliwość prokuratora co do możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu dwóch oskarżonych, którym postawiono zarzut zbezczeszczenia zwłok. - Należy rozważyć, czy ich zamiarem było zbezczeszczenie trupa czy szli z zamiarem pobicia żywego człowieka - mówił Wirzman. Podkreślił też, że sąd w obliczu tylu dowodów obciążających oskarżonych nie może "grzeszyć naiwnością". Zdaniem sądu apelacyjnego działanie oskarżonych "miało raczej charakter zemsty niż przysłowiowego linczu". - Nie ma zgody na lincz, bo jest to bezprawie jak każde inne i nie można akceptować takiego działania - powiedział Wirzman. Do linczu doszło 1 lipca 2005 r. Sąsiedzi po zdarzeniu twierdzili, że zaatakowali Józefa C., ponieważ ten groził im maczetą. Mieszkańcy Włodowa zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu.