Według prokuratury, b. zarząd naraził spółdzielnię "Domator" na straty w wysokości 7,3 mln zł. Były prezes spółdzielni Leszek S. i wiceprezes Marek S. są oskarżeni o to, że zawierali niekorzystne umowy i wybierali niekorzystnych wykonawców budów. Chodzi także o zaciągnięcie zbyt wysokiej pożyczki od zamieszkałej w Wiedniu osoby prywatnej. W opinii prokuratury, wysokość tzw. wiedeńskiej pożyczki przekroczyła o 1,1 mln zł rzeczywiste potrzeby. W sumie, "wiedeńska pożyczka" sięgnęła 2,9 mln zł, a w umowie zawarto kuriozalne, według prokuratury, zobowiązanie, że Leszek S. będzie prezesem "Domatora" przez kolejne 10 lat. Aktem oskarżenia objęto także żonę prezesa Hannę S. Wraz z mężem ma zarzut uszczuplenia majątku małżeńskiego poprzez ustanowienie rozdzielności małżeńskiej i podział majątku. Według prokuratury, w ten sposób pomniejszono majątek, który mógłby stanowić zabezpieczenia dla prokuratury. Leszek S. nie przyznał się do winy. Powiedział przed sądem, że spółdzielcy godzili się na proponowane inwestycje, a w rezultacie boomu na rynku mieszkaniowym wartość ich mieszkań wzrosła dwukrotnie. Budowę nowych bloków tłumaczył chęcią rozwinięcia działalności, a poprzez to - zmniejszeniem kosztów utrzymania dla spółdzielców. Według S., spółdzielnia była zmuszona wziąć pożyczkę od osoby prywatnej, ponieważ banki chciały w zamian za kredyt zabezpieczenia w postaci hipoteki, a to byłoby ryzykowne dla mieszkańców. Były prezes "Domatora" ma już jeden proces; jest oskarżony o sutenerstwo i kierowanie gróźb karalnych wobec sąsiadów. Grozi mu za to do 4,5 roku więzienia. Według prokuratury, 48-letni Leszek S. pod przykrywką lokalu rekreacyjno-rozrywkowego prowadził agencję towarzyską. Ma zarzuty czerpania korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez 10 kobiet.