Zgodnie z wyrokiem Sądu Rejonowego w Nidzicy gospodarstwo poprzez zasiedzenie przejął w dobrej wierze mieszkający w nim od 26 lat Kazimierz Smoliński. Odwołanie od wyroku złożył mecenas Andrzej Jemielita, pełnomocnik dawnego właściciela Heinricha Lukaschewskiego. Jak poinformował mecenas Jemielita, najważniejszy zarzut wobec wyroku dotyczy dobrej wiary, którą przyjął sąd w Nidzicy. - Materiał dowodowy nie daje podstaw do tego, aby stwierdzić, jak to uczynił sąd, że Smolińscy przejmując nieruchomość Henryka Łukaszewskiego, mieli usprawiedliwione przekonanie, iż gospodarstwo jest niczyje i przysługiwać im będzie prawo do władania jako właścicielowi - podkreślił mecenas Jemielita. Pełnomocnik Smolińskiego mecenas Lech Obara wnosi o oddalenie apelacji. Uważa, że Lukaschewscy, wyjeżdżając na stałe do Niemiec, porzucili gospodarstwo, a przed wyjazdem sprzedawali maszyny i inwentarz. Sąd Okręgowy w Olsztynie nie wyznaczył jeszcze terminu rozpatrzenia apelacji. W maju Sąd Rejonowy w Nidzicy uznał, że Kazimierz Smoliński, mieszkający od 26 lat w gospodarstwie tak zwanego późnego przesiedleńcy, nabył po 20 latach nieruchomość przez zasiedzenie w tak zwanej dobrej wierze. Zwrotu gospodarstwa żądał spadkobierca dawnych właścicieli. 26 lat temu, gdy rodzina Lukaschewskich opuściła nieruchomość, wyjeżdżając do Niemiec, zamieszkała w niej rodzina Smolińskich. Gdy spadkobiercy Lukaschewskich zażądali od Smolińskiego wydania gospodarstwa, ten złożył wniosek do sądu o zasiedzenie. Nabycie nieruchomości w dobrej wierze następuje po 20 latach, w złej wierze - po 30 latach. Sędzia Elżbieta Gembicka, uzasadniając w maju wyrok, powiedziała, że Smoliński nabył nieruchomość w dobrej wierze, a decydująca dla uznania tego faktu jest chwila - moment zasiedzenia. - Smolińscy, gdy wprowadzali się 18 lutego 1983 roku do Kanigowa, mieli świadomość, że Lukaschewscy chcą wyjechać do Niemiec. Lukaschewscy ten zamiar demonstrowali, wyprzedawali inwentarz, chodzili do gminy żegnać się - mówiła sędzia. W opinii sądu Smolińscy mieli wówczas świadomość, że gospodarstwo - choć nadal faktycznie należy do Lukaschewskich - było jednak przez nich opuszczane. - Smolińscy nie weszli do gospodarstwa nielegalnie. Państwo ich zapewniało, że mogą tam wejść i spokojnie mieszkać - podkreśliła wówczas sędzia Gembicka. W opinii sądu Smolińscy płacili podatki i remontowali nieruchomość jak właściciele. - O tym, że czuli się i byli gospodarzami, świadczy to, że najpierw wyremontowali budynek gospodarski dla zwierząt, a następnie dom - mówiła sędzia. Na wcześniejszych rozprawach Smoliński mówił przed sądem, że jego ojciec starał się o uregulowanie kwestii własności, ale był zwodzony przez gminę. Lukaschewscy w lutym 1983 roku wyjechali z Kanigowa do Niemiec jako tak zwani późni przesiedleńcy. Przed wyjazdem część majątku sprzedali, ale gospodarstwo pozostawili. Według Smolińskich nieruchomość przekazał im urzędnik, wręczając klucze. Jednak nie dopełniono formalności, nie wpisano Smolińskich jako nowych właścicieli w księgach wieczystych. Nadal istnieje tam zapis, iż właścicielami są Lukaschewscy. Na tej podstawie w 2003 roku Heinrich Lukaschewski rozpoczął starania o zwrot nieruchomości. Wystąpił z propozycją sprzedaży nieruchomości za 850 tys. zł. Gdy Smolińscy odmówili, argumentując to brakiem pieniędzy, otrzymali pismo z żądaniem wydania gospodarstwa. Najgłośniejszą sprawą dotyczącą roszczeń tak zwanych późnych przesiedleńców jest sprawa Agnes Trawny. Odzyskała ona ojcowiznę - nieruchomość w Nartach koło Szczytna - na mocy wyroku Sądu Najwyższego w 2005 roku. W poprzednich instancjach sądy wydawały dla niej wyroki niekorzystne. W domu należącym do Trawny wciąż mieszkają rodziny Moskalików i Głowackich.