Roszczenie o 1 mln zł przeciw gminie Jedwabno SN ostatecznie oddalił. O wynikach trwającego przez cały czwartek niejawnego posiedzenia bez udziału stron SN poinformował w piątek. 69-letnia Trawny, mieszkająca na Mazurach do połowy lat 70., jest obywatelką Niemiec. Domagała się odszkodowań za pozostawioną na Mazurach nieruchomość. Od Skarbu Państwa dochodzi 1,5 mln zł, a od gminy Jedwabno - 1 mln zł. Niższe instancje oddaliły jej roszczenia. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że uległo ono przedawnieniu, co podtrzymał Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Trawny chce odszkodowania za pozostałe grunty, przejęte od Skarbu Państwa przez gminę, która podzieliła je na 32 działki i sprzedała nabywcom. Kobieta nie mogła odzyskać tych działek, bowiem są one chronione rękojmią ksiąg wieczystych. Jak informuje Sąd Najwyższy, uznał on w czwartek, że roszczenie wobec gminy Jedwabno jest ostatecznie przedawnione. Co do pozwu o 1,5 mln zł przeciw Skarbowi Państwa, SN nakazał Sądowi Apelacyjnemu w Białymstoku ponowne zbadanie złożonej przez Trawny apelacji. Pełnomocnik Trawny, mec. Andrzej Jemielita, powiedział, komentując orzeczenie SN, że na razie nie zna jeszcze treści jego uzasadnienia. - Nie wiem, czym kierował się Sąd Najwyższy, uchylając wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku w części. Zakładam hipotetycznie, że chodzi o zasadę odpowiedzialności Skarbu Państwa z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia się Skarbu Państwa dotyczącego przejęcia i sprzedaży nieruchomości Agnes Trawny - powiedział mec. Jemielita. Podkreślił, że jego klientka wie już o orzeczeniu SN i podeszła do niego ze spokojem. - Ja odczuwam satysfakcję, choć trudno powiedzieć, jakie będzie ostateczne rozstrzygnięcie i jakie kwoty sąd zasądzi od Skarbu Państwa - powiedział pełnomocnik Agnes Trawny. W 2005 r. Trawny wygrała w Sądzie Najwyższym swą poprzednią sprawę o zwrot nieruchomości w Nartach. Sądy niższych instancji wydawały dla niej niekorzystne wyroki. Agnes Trawny otrzymała w 1970 roku jako ojcowiznę działki w Nartach i Witkówku o łącznej powierzchni 59 ha. Gdy w 1977 r. wyjechała na stałe do Niemiec, ówczesny naczelnik gminy Jedwabno wydał decyzję o przejęciu tej nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa - osiedliły się w nich dwie rodziny. Na mocy wyroku Sądu Najwyższego z 2005 r. Trawny odzyskała część nieruchomości, czyli gospodarstwo rolne w Nartach, co dla mieszkających tam dziś rodzin Moskalików i Głowackich oznacza konieczność wyprowadzenia się stamtąd - mija bowiem trzyletni okres wynikający z ustawy o ochronie praw lokatorów. Sprawa poniemieckiej własności na terenach tzw. ziem odzyskanych miała swój wymiar polityczny. W lipcu 2007 r. ówczesny premier Jarosław Kaczyński goszcząc w Nartach mówił, że musimy przeciwstawić się destabilizacji polskiej własności na ziemiach północnych i zachodnich. - Musi być zupełnie jasne, że obowiązkiem sądów (...) jest działanie zgodnie z polską racją stanu, z polskim interesem narodowym. Wydaje mi się to oczywiste i chciałem wystosować apel do wszystkich sędziów, szczególnie do Sądu Najwyższego, by się tego rodzaju względami kierowali - dodawał. - Wynik sporu sądowego nie może zależeć od narodowości lub obywatelstwa stron procesu" - odpowiedział na to oświadczeniem I prezes SN Lech Gardocki. - Sędziowie, w tym sędziowie Sądu Najwyższego, nie kwestionują prawa obywateli i organów państwowych do krytyki orzeczeń sądowych. Nie może ona jednak polegać na wzywaniu do kierowania się przy orzekaniu, zamiast obowiązujących prawem - racją stanu i interesem narodowym. Taki apel jest bowiem nawoływaniem do łamania prawa - napisał. Już pewien czas temu Gardocki na łamach "Rzeczpospolitej" opisywał sprawę Trawny, która odzyskała gospodarstwo w Nartach, co zatwierdził SN. Przed II wojną światową ziemia ta była własnością ojca Agnes Trawny. Należał on do ludności Prus Wschodnich, uważającej się za Polaków i opierających się germanizacji. Po wojnie, gdy ziemie te stały się częścią Polski na tych ludzi mówiono autochtoni, a potocznie - Mazurzy. Gardocki podkreślał, że po wojnie ci, którzy czuli się Polakami, uzyskiwali stwierdzenie narodowości polskiej, nabywali obywatelstwo polskie i w rezultacie zachowywali własność nieruchomości należących do nich przed 1945 r. Tak właśnie było z ojcem pani Trawny, który mieszkał w Polsce do śmierci w 1954 r., a nieruchomość odziedziczyła po nim żona i dzieci. Gardocki przypominał, że gdy pojawiła się możliwość wyjazdu do RFN w ramach tzw. łączenia rodzin, wielu Mazurów wyjechało, rezygnując z polskiego obywatelstwa. Wyjeżdżając, tracili oni własność nieruchomości, uprzednio zachowaną wskutek uzyskania polskiego obywatelstwa - ale dotyczyło to jednak tylko tych, którzy spełniali łącznie trzy warunki: byli właścicielami nieruchomości 1 stycznia 1945 r.; uzyskali stwierdzenie narodowości polskiej i obywatelstwo polskie oraz utracili następnie to obywatelstwo w związku z wyjazdem z Polski. "Gdyby więc z Polski wyjechał pan Trawny - utraciłby sporną nieruchomość na rzecz Skarbu Państwa. Wspomniany przepis nie dotyczył jednak następców prawnych, tj. osób, które nie były właścicielami nieruchomości w styczniu 1945, lecz nabyły ją później (w przypadku pani Trawny przez dziedziczenie)" - pisał Gardocki. Konkludował, że A. Trawny nie straciła zatem, w świetle ustawy, prawa własności i wobec tego niezależnie od aktualnego obywatelstwa, zgodnie z prawem nieruchomość odzyskała. I prezes SN podkreślał, że jeśli ktoś poniósł szkodę z winy polskich władz, pochopnie uznających taką nieruchomość za stanowiącą własność państwową - to państwo polskie powinno ją naprawić. "Natomiast współczucie dla ludzi, wprowadzonych przez władze w błąd, nie upoważnia jednak nikogo do nakłaniania sądów, by łamały prawo" - dodawał Gardocki.