Szczątki Mazurów z Szymonki umieszczono w jednej drewnianej trumnie. W sobotę będą się nad nią wspólnie modlić katolicki proboszcz z Szymonki ks. Wojciech Chmielecki i pastor z parafii ewangelicko-augsburskiej w Rynie ks. Jan Neumann. - Nie wiemy dokładnie czyje to szczątki, ale są to z pewnością kości Mazurów - ewangelików, grzebanych na cmentarzu wokół starego kościoła od XVI do XIX wieku. Dlatego urządzamy im ekumeniczny pochówek. Najważniejsze, że będą spoczywać we wsi, w której większość z nich mieszkała, w swojej ziemi - powiedział archeolog dr Jerzy Łapo, który wspólnie z giżyckim historykiem Janem Sektą organizuje ponowny pochówek dawnych mieszkańców Szymonki. Szymonka to niewielka ale niezwykle malownicza wieś na trasie z Giżycka do Mikołajek, w gminie Ryn. Działkę leżącą w sąsiedztwie neogotyckiego kościoła gmina wystawiła w ubiegłym roku na sprzedaż, bo - jak powiedział burmistrz Józef Karpiński - "jednym ze sposobów pozyskiwania przez gminę dochodów jest sprzedaż ziemi, której gmina nie użytkuje". Działka figurowała w gminnych rejestrach jako "nieużytki" i tak gmina ją sprzedawała. Nie było na nią chętnych, dlatego w kolejnych przetargach cenę obniżano. W trzecim przetargu 23 ary nieużytków za ok. 40 tys. zł. kupił mieszkaniec Szymonki. - Wylicytowałem w maju, akt notarialny podpisałem we wrześniu tamtego roku - powiedział właściciel parceli, który nie wiedział, że wylicytował fragment dawnego cmentarza. Gmina mu nic o tym nie powiedziała, bo sama tego też nie wiedziała. - Na stare niemieckie mapy nie patrzymy, bo nie mamy ani takich możliwości, ani obowiązku. A na naszych mapach, i na mapach w starostwie, no w ogóle w żadnej ewidencji gruntów o tym cmentarzu nigdzie nic nie było - powiedział burmistrz Karpiński. To, że nieużytki przy kościele w Szymonce są dawnym cmentarzem okazało się przypadkowo po roku. Tej jesieni właściciel działki postanowił zniwelować teren. Wsiadł do traktora, zaczął wyrywać krzaki i nagle zobaczył wystającą z ziemi obutą nogę. - Przez ten całkiem jeszcze dobry but uznałem, że to nie są jakieś stare kości. Myślałem, że ktoś tu kogoś zakopał, że ukrył zwłoki. Dlatego wezwałem policję - powiedział właściciel parceli. Szczęśliwym trafem o obutej nodze wyciągniętej z ziemi w Szymonce dowiedziała się giżycka policjantka, która wcześniej pracowała z węgorzewskim archeologiem Jerzym Łapo. Poinformowała go o sprawie a ten wyruszył w teren zabierając ze sobą historyka Jana Sektę. "Prospekcja terenowa wykazała, iż na całej powierzchni działki znajdowały się przemieszane kości ludzkie pochodzące ze zniszczonych grobów. Wiązać je należy najpewniej z kilkunastu-kilkudziesięcioma grobami. Odkryto różne części szkieletów osób w różnym wieku. Na powierzchni stwierdzono także duże kamienie, które mogą być reliktami fundamentów oraz skupiska zlasowanych cegieł - relikty krypt lub niewielkich budynków gospodarczych (...)" - napisał Łapo w notatce służbowej sporządzonej po wizycie w Szymonce. Dodał w niej, że działka, którą określił jako "dawną parcelę cmentarną (...) obejmuje we wschodniej części relikty wiejskiej nekropolii z dwoma zbiorowymi mogiłami". Łapo z Sektą wyszperali też przedwojenne mapy Szymonki, na których część terenów obecnych "nieużytków" jest zaznaczona jako cmentarz, a w giżyckim periodyku "Masovia" z 1999 roku w tekście prof. Grzegorza Białuńskiego wyczytali, że funkcjonował on w latach 1566-1877. "Nekropolia została zamknięta, gdy wzniesiono nowy, istniejący do dnia dzisiejszego kościół, który stanął po drugiej stronie drogi - 96 kroków od starej świątyni. (...) Mimo zamknięcia cmentarza jeszcze w XIX w., to na jego terenie pogrzebano szczątki żołnierzy niemieckich poległych w czasie I i II wojny światowej oraz mieszkańców wsi zmarłych w styczniu 1945 r." - powiedział Łapo, który razem z Sektą postanowił urządzić pochówek Mazurów. - Miałem świadomość, że gdy sprawa pochówku zostanie zepchnięta na gminę, zapewne zmarli zostaną pochowani w Rynie. A ich ziemia to Szymonka - podkreślił archeolog, dla którego ideałem byłaby sytuacja, w której gmina skomunalizowałaby tę działkę i urządziła na niej miejsce pamięci o Mazurach, uczytelniając odnalezione fundamenty. Czegoś podobnego nie ma dotąd na Mazurach. Gmina Ryn nie czuje się w tej sprawie winna, choć - jak przyznał burmistrz Karpiński - niezbyt fajnie się wszyscy urzędnicy poczuli, gdy usłyszeli, że sprzedali kawałek cmentarza. "Ale wyjaśniałem tę sprawę gruntownie, moi ludzie błędu nie popełnili. Nikt o tym cmentarzu nie wiedział" - zarzekał się burmistrz. "To jest urok Mazur, nie wiadomo, co gdzie ziemia kryje. Wykopany został cmentarz, a jakby tak ktoś na bursztynową komnatę trafił?! Pani sobie wyobraża? To wcale nie takie nierealne..." - mówił Karpiński. Właściciel parceli, na której odkopano zwłoki Mazurów także nie ma do gminy pretensji. Nie interesował się ile szczątków archeolodzy znaleźli. - Na pogrzeb raczej się nie wybiorę, bo mam dużo zajęć - powiedział. Joanna Wojciechowska