Jak poinformował rzecznik prasowy olsztyńskiej policji Krzysztof Wasyńczuk postępowanie wszczęto po uzyskaniu informacji od saperów, że radziecki granat obronny typu F1 z czasów II wojny był uzbrojony i stwarzał realne zagrożenie dla ludzi. Granat został wywieziony na poligon i wysadzony. - Wszczęcie postępowania nie przesądza, czy postawimy tej pani zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo życia ludzi. Chcemy ją ponownie przesłuchać i ocenić całość materiału dowodowego. Dopiero wtedy zostaną podjęte decyzje w tej sprawie - powiedział policjant. Kobieta przez cały dzień miała przy sobie granat W poniedziałek zapakowany w foliową torebkę granat przyniosła na dyżurkę olsztyńskiej komendy miejskiej mieszkanka wsi pod Lidzbarkiem Warmińskim. Dyżurny zamknął granat w szafie pancernej, a z budynku ewakuowano błyskawicznie wszystkich funkcjonariuszy i interesantów. Kobieta przywiozła granat miejskim autobusem. Wcześniej miała go ze sobą w autokarze do Olsztyna i w miejscu pracy. Jak wyjaśniała policjantom, to właśnie koledzy z pracy poradzili jej pozostawienie przedmiotu na komendzie. "Pamiątkowy" arsenał Kobieta zeznała, że granat znalazła w stodole wśród rzeczy pozostałych po jej nieżyjącym od wielu lat ojcu. W należącym do niej gospodarstwie policjanci znaleźli kolejny granat F1, tym razem bez zapalnika, oraz trzy skorodowane karabiny i lufy z zamkami z czasów I wojny. Według policji kobieta prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie stwarza znalezisko. - Myślała, że granat może mieć wartość kolekcjonerską. Dlatego postanowiła pokazać go kolegom z pracy - powiedziała rzeczniczka lidzbarskiej policji kom. Jolanta Wójcik. Za narażenie ludzi na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu kodeks karny przewiduje karę do trzech lat więzienia. Jeśli sprawca działa nieumyślnie grozi mu grzywna lub kara do roku pozbawienia wolności.