Wniosek o ukaranie trzech osób, które 26 lipca umieściły kilkanaście plakatów z napisami (m.in. "Patrzymy wam na ręce", "Idziemy po Prawo i Sprawiedliwość") oraz kilkadziesiąt tzw. wlepek na zewnętrznych roletach i barierkach ochronnych przed biurem poselsko-senatorskim PiS skierowała do sądu policja. Jak poinformowała PAP rzeczniczka komendanta węgorzewskiej policji st. asp. Grażyna Magiera, ludzi rozklejających plakaty zauważył przejeżdżający patrol. "Funkcjonariusze podjęli interwencję, wylegitymowali dwie osoby, które oświadczyły, że faktycznie to one nakleiły, wspólnie z jeszcze jedną osobą" - mówiła. Według policjantki wobec całej trójki został skierowany wniosek o ukaranie na podstawie artykułu kodeksu wykroczeń, zgodnie z którym "kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis (...) bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny". Na czwartkowym posiedzeniu Sąd Rejonowy w Giżycku, zamiejscowy wydział karny w Węgorzewie, umorzył postępowanie wobec Jana P., Jolanty P. i Elizy B. uznając, że czyn popełniony przez nich "pozbawiony jest cechy społecznej szkodliwości". Jak poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie Olgierd Dąbrowski-Żegalski, sąd - uzasadniając swoją decyzję - zauważył, że działania obwinionych należy odnieść do kontekstu sytuacyjnego z lipca 2017 r., kiedy były uchwalane przez Sejm i Senat ustawy w zakresie zmian w systemie sądownictwa. W komunikacie przesłanym PAP rzecznik przypomniał, że w wielu miastach doszło wówczas do protestów, których uczestnicy wyrażali swój sprzeciw wobec uchwalanych przepisów. W ocenie sądu, zachowanie obwinionych "było proporcjonalne i adekwatne do działań podejmowanych przez władzę" i "stanowiło realizację dopuszczalnego prawa do krytyki i wyrażania opinii". Sąd zwrócił przy tym uwagę, że w stosunku do władz państwa granice dozwolonej krytyki są znacznie szersze niż w stosunku do osoby prywatnej, a swoboda wypowiedzi jest filarem społeczeństwa demokratycznego i nie może być ograniczona sposobem jej artykułowania. Obywatele mają prawo oceniać działalność legislacyjną władzy oraz wprowadzanie konkretnych rozwiązań, jest to w interesie społeczeństwa obywatelskiego w demokratycznym państwie" - napisał sędzia Dąbrowski-Żegalski. Dawid Listowski, dyrektor biura poselskiego posła PiS Jerzego Małeckiego (jednego z parlamentarzystów, których biuro mieści w Węgorzewie) powiedział PAP, że czwartkowa decyzja sądu jest dla niego niezrozumiała. Zaznaczył, że postępowanie było prowadzone z urzędu i poseł nie był w nim stroną. Według niego, oklejanie budynku plakatami bez zgody zarządcy nie jest właściwą formą protestu. Jak mówił, "uszkodzenia zewnętrznych rolet są trwałe", bo pozostałości po naklejkach umieszczonych w lipcu nie da się usunąć, a budynek jest własnością prywatną, w którym parlamentarzyści jedynie dzierżawią pomieszczenia. Dodał, że nie była to jedyna tego typu akcja firmowana przez grupę "Dziewuchy Dziewuchom Węgorzewo", a ostatni plakat na wejściu do biura naklejono w minioną środę.