Wyrok nie jest prawomocny. Sprawa dotyczy incydentu, który wydarzył się 26 lipca 2012 r. podczas rozgrywanych w Olsztynie i okolicy Mazurskich Międzynarodowych Zawodów Balonowych. Jeden z balonów uczestniczących w konkurencji wieczornej wylądował na prywatnym pastwisku w podolsztyńskim Sząbruku. Załoga chciała zapakować balon i kosz i wywieźć go z łąki samochodem, ale na wjazd auta na ogrodzone pastwisko nie pozwoliła właścicielka gospodarstwa. Zgodziła się jedynie na to, by załoga wyniosła ręcznie balon i kosz, ważące ok. 450 kg. Oceniła przy tym, że powłoka balonu zniszczyła trawę na pastwisku, a konie z jej stadniny spłoszyły się, widząc lądujący balon i uszkodziły ogrodzenie. Sąd uniewinnił załogę balonu, gdyż na podstawie zeznań świadków ustalił, że do uszkodzenia darni doszło nie podczas lądowania balonu - jak wskazał oskarżyciel publiczny we wniosku o ukaranie - ale podczas wynoszenia balonu i powłoki z terenu gospodarstwa. Sąd uniewinnił także pilota od zarzutu niestosowania się do żądań właścicielki posesji o opuszczeniu jej gospodarstwa. Według świadków - jak podkreślił sąd - kobieta wyraziła zgodę, by pilot pilnował balonu do czasu przyjazdu ekipy technicznej, która miała zabrać sprzęt. Właścicielka gospodarstwa mówiła podczas rozpraw, że balon, który zakończył lot na pastwisku, nie był jedynym, który wylądował na obszarze jej gospodarstwa. Według niej wcześniej kilka balonów wylądowało na polach, niszcząc uprawy. Potem - jak mówiła - po ten sprzęt zaczęły przyjeżdżać samochody z przyczepami, także niszcząc zboże. Według niej nikt nie pytał o zgodę na wjazd na prywatny teren. Przyznała, że nie pozwoliła wjechać samochodem ekipie po balon, który wylądował na pastwisku. Dodała, że kiedy osoby, które chciały wywieźć sprzęt zaczęły rozbierać ogrodzenie, powiadomiła policję i nakazała ekipie opuścić teren swego gospodarstwa. Niektóre osoby jednak tego nie zrobiły. Właścicielka gospodarstwa, oprócz zrytej trawy na pastwisku, wskazała, że uszczerbku doznały także konie, które na widok balonu przeżyły silny stres. Jak mówiła klacze były przygotowywane do zaźrebienia i z powodu stresu wywołanego przez baloniarzy nie można było tego przeprowadzić. Jak wyliczyła szkody spowodowane przez załogę, która wylądowała balonem na pastwisku, wyniosły 10 tys. zł. Incydent zakończył się tym, że baloniarze musieli przeciągnąć ręcznie z pastwiska kosz i czaszę do samochodu oddalonego o 300 metrów.