Szmit od lat przewodniczy olsztyńskiemu PiS-owi, był senatorem tej partii, a w poprzedniej kadencji samorządu zastępcą prezydenta Olsztyna ds. edukacji. Kilkakrotnie ubiegał się o fotel prezydenta miasta, ale zawsze bezskutecznie. Arent jest posłanką drugą kadencję. Część lokalnych działaczy PiS widzi w Arent i jej popularności szansę na umocnienie partii w regionie. Wskazywano nawet, że to ona, a nie Szmit po wybuchu tzw. seksafery w olsztyńskim magistracie powinna startować w przedterminowych wyborach na prezydenta Olsztyna. Szmit zyskał wówczas nawet złośliwy przydomek "wiecznego kandydata na prezydenta". Teraz oboje - Szmit i Arent - znaleźli się na alfabetycznej liście nazwisk kandydatów wysłanych do centrali partii. Jak dowiedziała się PAP ze źródeł w PiS, w lokalnych strukturach partii powstał cichy spór o to, które z nich znajdzie się na pierwszej pozycji. - Wszyscy znają moje zasługi i mnie. Ja nie muszę do siebie nikogo przekonywać. Ludzie wiedzą, że jak trzeba dla dobra partii być cicho, to ja jestem cicho (...) teraz nie zamierzam się spierać z panią poseł Arent i się z nią nie spieram - powiedział Szmit. Zapewnił, że "spokojnie czeka na decyzję prezesa Kaczyńskiego, który najlepiej wie, kogo gdzie na liście umieścić". Arent zapewniła, że nie zamierza ani zabiegać o "jedynkę", ani z kimkolwiek o nią rywalizować. - A, że dochodzą do mnie sygnały od ludzi, że to nie pan Szmit powinien mieć jedynkę, to inna sprawa - powiedziała. Dodała, że nie wyklucza, iż z pierwszej pozycji wystartuje do Sejmu "jeszcze ktoś inny". Podobnie jak i Szmit zapewniła, że spokojnie czeka na decyzję prezesa PiS.