- Umorzyliśmy śledztwo, bo doszliśmy do wniosku, że był to nieszczęśliwy wypadek, a nie celowe działanie - wyjaśnia prokurator Krzysztof Olender z braniewskiej prokuratury. Z materiałów zebranych w trakcie śledztwa wynika, że 56-letni bezdomny niemal codziennie rano przychodził do MOPS-u, by umyć się w toalecie. Jak wykazali biegli, feralnego dnia próbował zapalić papierosa. Od ognia zajęło się jednak jego ubrania - z ekspertyz wynika, że było poplamione "łatwopalną substancją". - Nie wiemy dokładnie jaką, ale świadkowie twierdzą, że od mężczyzny czuć było woń denaturatu, a jako że zawartość alkoholu w jego krwi nie była duża, można podejrzewać, że denaturat był właśnie na jego ubraniu - wyjaśnia prokurator Olender. Mężczyzna sam nie zdołał stłumić płomieni, poparzeniu uległo 80 proc. powierzchni jego ciała. Trafił do szpitala, a kilkanaście godzin później zmarł. Prokuratura wykluczyła, by podpalenie było celowym działaniem. Według śledczych, mężczyzna był spokojny, nie miał ani żadnych wrogów, ani żadnych zatargów z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej.