Do kasy zapomogowo-pożyczkowej pracowników oświaty należy 500 osób z Olsztyna i 300 z innych miast Warmii i Mazur. To pracownicy m.in. kuratorium oświaty w Olsztynie, liceów - akademickiego i sztuk plastycznych w Olsztynie, urzędu marszałkowskiego w Olsztynie, Regionalnego Funduszu Ochrony Środowiska oraz innych placówek prowadzonych przez powiat olsztyński i urząd marszałkowski. Jedna z osób należących do kasy Jolanta Wasilewska-Bedra powiedziała, że w kwietniu 2009 roku chciała wystąpić z kasy i pobrać zgromadzone przez lata oszczędności. Mimo kierowanych do zarządu kasy pism do tej pory nie otrzymała należnych jej 5 tys. zł. Inna emerytowana pracownica oświaty w Olsztynie Krystyna Koścień nie może odzyskać 20 tys. zł wpłacanych przez lata do kasy. - To są moje oszczędności życia - podkreśliła. Jak wyjaśnił prezes ZNP w Olsztynie Tomasz Branicki, kłopoty kasy zaczęły się po tym, gdy w 2008 roku ówczesny prezydent Olsztyna Czesław Małkowski wysłał do zarządu kasy pismo, w którym poinformował, że od 2009 roku miasto nie będzie finansować wynajmu pomieszczeń dla kasy i utrzymywać etatu księgowej. Rezultatem tego było wypowiedzenie najmu lokalu w sierpniu 2009 roku. Przewodnicząca zarządu kasy Danuta Magalska zapewniła, że pieniądze nie zostały zdefraudowane - są na koncie w banku i u ludzi w formie pożyczek. Jak wyjaśniła, majątek kasy to 2,5 mln zł, w tym 200 tys. zł znajduje się jako zabezpieczenie na specjalnej lokacie terminowej. Kolejne 500 tys. zł jest zdeponowane w banku, a 1 mln 800 tys. zł znajduje się u pożyczkobiorców. Magalska podkreśliła, że już w kwietniu zarząd kasy, nie chcąc dopuścić do zapaści finansowej, zdecydował o nieprzyjmowaniu indywidualnych wystąpień z kasy. Pytana, kiedy ludzie otrzymają swoje pieniądze, odpowiedziała, że nie można wypłacić pieniędzy, bo nie ma księgowej. Podkreśliła, że przepisy nie przewidują likwidacji takiej kasy jak ta w Olsztynie. Zgodnie z prawem zlikwidować kasę można, gdy należy do niej mniej niż 10 członków, likwidowany jest zakład pracy albo ogłoszona zostanie upadłość kasy. - Przez wiele miesięcy zarząd zwracał się do wielu instytucji, w tym do pracodawców członków kasy, a także do urzędu miasta w Olsztynie z prośbą o pomoc, ale jej nie uzyskał - powiedziała Magalska. Pytana, czy w chwili obecnej osoby, które zaciągnęły pożyczki z kasy, spłacają je, odpowiedziała, że to zależy od ich woli. - Nie ma księgowości, która wysyła informacje o ratach. Szkoda, że jest przerwa w spłacie rat - dodała Magalska. Podkreśliła, że podczas ostatniego walnego zebrania delegatów kasy zarząd złożył rezygnację. Wiceprezydent Olsztyna Jerzy Szmit odpowiedzialny m.in. za oświatę w mieście powiedział, że jeżeli już w kwietniu 2009 roku przestano wypłacać ludziom wkłady, to już wówczas - można domniemywać - pojawiły się problemy z płynnością finansową. - Wypowiedzenie pomieszczenia kasie i zaprzestanie opłacania księgowej nie było zaskoczeniem dla zarządu, gdyż otrzymał on taką informację z rocznym wyprzedzeniem - powiedział. Podkreślił, że miasto dwukrotnie próbowało nakłonić pracodawców członków kasy, by osiągnęli porozumienie w sprawie finansowania kasy, jednak bezskutecznie. Według Szmita, przewodnicząca kasy nie przystała na propozycję zatrudnienia księgowej na umowę zlecenie do czasu rozliczenia uczestników. Szmit powiedział, że nie ma prawnych możliwości, by miasto mogło interweniować i komuś nakazać lub kogoś zobowiązać do wypłaty pieniędzy z kasy. Dodał, że urząd będzie się starał pomóc ludziom, którzy chcą odzyskać swoje pieniądze. Na 10 lutego zwołano walne zebranie członków, którzy mają powołać nowy zarząd. Ten z kolei powinien uporządkować sytuację. Poszkodowani zgłosili się z prośbą o interwencję do posłanki PO Lidii Staroń. Zawiadomiła ona prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na zmuszeniu członków kasy do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Doniesienie do prokuratury na władze samorządowe Olsztyna złożył z kolei zarząd kasy z przewodniczącą Danutą Magalską.