- Wystosowaliśmy ten list do prof. Rzeplińskiego, ponieważ żaden prawnik nie powinien tak kategorycznie wypowiadać się w sprawie, z której nie przeczytał ani karty akt, której tak naprawdę nie zna - powiedział mecenas Piotr Afeltowicz, jeden z autorów listu. W liście otwartym czytamy m.in.: "Pan profesor swoimi wypowiedziami nawiązał do najgorszych przykładów, z jakimi mieliśmy do czynienia w tzw. IV RP w wydaniu ministra sprawiedliwości, czy szefa CBA, wydających na ludzi wyroki przed ich osądzeniem przez Sąd, i bez znajomości materiału dowodowego.(...) Nazywanie zaś oskarżonych "motłochem, któremu państwo oddaje sprawiedliwość w ręce" jest obraźliwe zarówno dla państwa, jak i dla tych prostych spokojnych ludzi, którzy w poczuciu bezpośredniego oraz realnego zagrożenia, pozbawieni należnej im ochrony ze strony policji, wystąpili we własnej obronie i obronie swoich najbliższych". List otwarty adwokatów ukazał się we wtorek w lokalnym wydaniu "Gazety Wyborczej". Piotr Afeltowicz powiedział, że w poniedziałek list ten pocztą został wysłany także prof. Andrzejowi Rzeplińskiemu. "Decyzję o wysłaniu tego listu podjęliśmy sami, nasi klienci nas o to nie prosili. Tak nakazywała nam etyka zawodowa" - zaznaczył adwokat Piotr Afeltowicz. W rozmowie prof. Andrzej Rzepliński powiedział, że jeszcze nie otrzymał pisma od olsztyńskich adwokatów. "Gdy je otrzymam odniosę się do niego szczegółowo" - zapowiedział. Proszony o skomentowanie zarzutów wysuwanych pod jego adresem przez adwokatów powiedział, że "prokuratura zna akta sprawy i wnosiła o 10 lat za zabójstwo, nie za pobicie", a wyrok skomentował nie przed jego wydaniem a po. - Zachowanie adwokatów i napisanie tego listu mnie nie dziwi, obrońcy dobrze wykonują swoją robotę - powiedział Rzepliński. Prof. Andrzej Rzepliński nazwał wyrok w sprawie samosądu we Włodowie przyzwoleniem dla linczu w rozmowie z PAP 23 października - w dniu jego ogłoszenia przez sąd. Rzepliński powiedział wtedy, że wymierzony w tej sprawie wyrok stanowi informację dla prokuratorów i policjantów, iż "nie muszą się przykładać do takich spraw". Dodał, że takie orzeczenie sądu "rozbraja policję", gdyż policjanci mogą nie reagować na prośby mieszkańców o udzielenie pomocy w takich wypadkach jak we Włodowie i będą postępowali w przekonaniu, że "ludzie sami wymierzają sprawiedliwość". "Taki będzie wydźwięk tego, że państwo oddaje sprawiedliwość motłochowi" - zaznaczył Rzepliński. W sprawie linczu we Włodowie oskarżonych było sześciu mężczyzn: trzej bracia W. odpowiadali za zabójstwo Józefa C., kolejny za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia, a dwóch pozostałych za zbezczeszczenie zwłok. W wyroku sąd zmienił kwalifikację czynu braci W. na pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia i skazał ich na kary dwóch lat pozbawiania wolności w zawieszeniu na trzy lata. Pozostali oskarżeni także dostali wyroki w zawieszeniu. Prokuratura okręgowa w Olsztynie zapowiada, że po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia wyroku najprawdopodobniej złoży apelację. 60-letni recydywista Józef C. zginął 1 lipca 2005 r. Według mieszkańców Włodowa C. biegał po wsi z maczetą i zagrażał ich bezpieczeństwu. Alarmowana przez nich policja nie wysłała do Włodowa radiowozu.