W piątek przed sądem mowy końcowe wygłosili prokurator i obrońcy oskarżonych. Dla Andrzeja Bojarczyka prokurator zażądał kary 12 lat więzienia, czyli najwyższej przewidzianej przez kodeks karny. Oskarżyciel domaga się także dla Bojarczyka dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów. Wcześniej sąd ze względu na interes społeczny zezwolił na podanie danych i wizerunku głównego oskarżonego. Oprócz Bojarczyka, na ławie oskarżonych zasiadają Robert M. i Jan A., którzy byli w chwili wypadku pasażerami auta. Odpowiadają oni za nieudzielenie po wypadku pomocy dziewczynce i zacieranie śladów - naprawę samochodu po wypadku. Dla Jana A. oskarżyciel zażądał kary 1,5 roku więzienia, a dla Roberta M. - kary 1 roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Do wypadku doszło w grudniu ubiegłego roku pod Bartoszycami. Kierowca potrącił jadącą rowerem 11-letnią Marysię, a następnie uciekł wraz z dwoma pasażerami, nie udzielając jej pomocy. Po kilkunastu minutach dziewczynka pozostawiona na poboczu zmarła. Kierowca miał ok. 2 promili alkoholu w organizmie. Trójka oskarżonych przyznała się do winy. Bojarczyk wyjaśniał, że przed wypadkiem wypił kilka piw i dwie butelki wódki w pracy na jednej z podbartoszyckich wsi. Mimo, że był pijany wsiadł za kierownicę, by wrócić do domu. Wracając potrącił rowerzystkę, ale wmawiał pasażerom, że to było uderzenie gałęzi w auto. Potem namówił współoskarżonych do naprawy i zaklejenia urwanego w wypadku lusterka i świateł. Rodzice dziewczynki występujący w charakterze oskarżycieli posiłkowych powiedzieli dziennikarzom, że gdyby to było możliwe, domagaliby się kary dożywotniego więzienia. - Nie mogę żyć z myślą, że mojej córki nie ma, moje cierpienie i ból skończy się z moją śmiercią" - powiedziała Maria Socha, matka ofiary. Biegły lekarz medycyny sądowej dr Zygmunt Gidzgier, który wykonywał sekcję zwłok, powiedział przed sądem, że po wypadku dziewczynka mogła żyć od kilku do kilkunastu minut. Przyczyną śmierci było pęknięcie na skutek siły uderzenia komory serca. Podkreślił, że uraz był tak rozległy, a jego skutki tak poważne, iż nie było ratunku dla Marysi i nawet fachowa pomoc medyczna nie byłaby skuteczna.