80-kilometrowa trasa, którą turysta pokonuje statkiem, wiedzie przez jeziora, kanał i, dzięki specjalnym pochylniom, przez łąki. Kanał nie był jednak systematycznie pogłębiany i dziś statki mają problemy z pływaniem. - Ciężko nam się pływa. Turyści może tego nie odczuwają, natomiast my mamy większą ilość awarii śrub, szorujemy kadłubami po dnie tego kanału, łapiemy opóźnienia, niektóre rejsy musimy "łatać" autobusami, pasażerów odwozić, dowozić i przepraszać - mówi RMF Waldemar Nalewajko, szef Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku, któremu podlega kanał, ma zbyt skromny budżet - pieniędzy wystarcza jedynie na usuwanie małych mielizn i konserwację pochylni śluz. Na inne mniej znaczące drogi wodne w kraju są pieniądze i są one drożne. Tymczasem jedna z największych atrakcji turystycznych Warmii i Mazur może wkrótce stać się największą klapą.