Olsztyńska prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące ewentualnych nieprawidłowości przy prowadzeniu sprawy porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. - Na spotkaniu zapadną decyzje odnośnie tego, kto co ma w tej sprawie robić - powiedział Orzechowski. W czwartek prokuratura przesłuchała jako świadka Krzysztofa Rutkowskiego. "Został przesłuchany na własną prośbę, ponieważ twierdził, że posiada w tej sprawie ważne, nowe informacje" - powiedział Orzechowski Przed przesłuchaniem Rutkowski powiedział dziennikarzom, że będzie zeznawał m.in. na temat tego, że funkcjonariusze CBŚ z Warszawy próbowali wymusić zeznania na jego pracowniku oraz o tym, że zawiadomił policję, iż człowiek współpracujący z jego biurem może "naciągać" Olewników na pieniądze. Zapowiadał także, że opowie prokuratorom o samej rodzinie Olewników, w tym o porwanym i zamordowanym Krzysztofie. Rutkowski twierdzi, że z informacji, które posiada, wynika, że "młody Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną za 10 tys. zł, z czego brał 5 tys. i dzielił się z jednym z funkcjonariuszy z Płocka, który zresztą był u Olewnika na imprezie poprzedzającej jego porwanie". Rutkowski mówił także dziennikarzom, że według jego informacji Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, "gdy były sytuacje konfliktowe z policją, to sugerował działania przeciwko prowadzącym sprawę policjantom z wykorzystaniem siły politycznej w postaci Zbigniewa Siemiątkowskiego", któremu Olewnik, według Rutkowskiego, "sponsorował kampanię wyborczą". Detektyw podkreślał jednak, że "mieszanie polityki do tej sprawy jest błędem, bo ma ona tylko i wyłącznie kryminalny charakter". Zdaniem Rutkowskiego Olewnik został porwany z dwóch powodów: ponieważ raził jego wystawny styl życia, i dla okupu. - A porywacze go zabili, bo się bali, że ich rozpozna, bo w grupie przestępczej byli ludzie z jego środowiska: sąsiad i bliski kolega zięcia Włodzimierza Olewnika, który na bieżąco dawał porywaczom informacje, co się dzieje wkoło tej sprawy - twierdzi Rutkowski. Przed złożeniem zeznań w prokuraturze Rutkowski był przesłuchiwany także w innej sprawie w komendzie wojewódzkiej policji w Olsztynie. Ponieważ wjechał przed budynek policji wbrew zakazowi, został ukarany 200-złotowym mandatem. Prokuratura Okręgowa w Olsztynie nieprawidłowościami w śledztwie dotyczącym porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika zajmuje się od czerwca ubiegłego roku. Materiały do tego postępowania zostały wyłączone ze sprawy samego porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Według pełnomocnika rodziny Olewników mec. Ireneusza Wilka, jedną z istotnych kwestii, dotyczących uprowadzenia Krzysztofa Olewnika oraz uchybień związanych ze śledztwem w tej sprawie, jest ustalenie, czy sprawcom porwania ktoś nie pomagał. Chodzi o niewyjaśnioną sprawę uchylonych drzwi balkonowych, którymi sprawcy dostali się do domu ofiary. Ze względu na trwające śledztwo Wilk nie chciał mówić o szczegółach sprawy. Prokuratura w Olsztynie potwierdza, że bada ten wątek. Do porwania Krzysztofa Olewnika, syna przedsiębiorcy branży mięsnej z Drobina pod Płockiem doszło w nocy z 26 na 27 października 2001 roku. Uprowadzenie nastąpiło krótko po zakończeniu przyjęcia, które odbywało się w domu Krzysztofa. W przyjęciu brała udział m.in. grupa płockich policjantów. Wcześniej podczas kontroli drogowej patrol policyjny zatrzymał Krzysztofa Olewnika i jego wspólnika Jacka K. Doszło do sprzeczki między Jackiem K. a funkcjonariuszem, którą chciano wyjaśnić i załagodzić podczas przyjęcia. - Jest kwestia uchylonych drzwi balkonowych od strony basenu. Ktoś wiedział, że są one uchylone. Te drzwi mogły być otwarte tylko od środka, czyli przez jednego z uczestników imprezy. To świadczyłoby, że mogła być tam osoba, która współpracowała z osobami, które uprowadziły Krzysztofa - powiedział w czwartek mecenas Wilk. Dodał, iż pewność z jaką postępowali sprawcy uprowadzenia, co wynika m.in. z ich wyjaśnień, może dawać podstawę do podejrzenia, iż w domu Krzysztofa Olewnika w trakcie spotkania towarzyskiego była co najmniej jedna osoba, która mogła informować porywaczy o tym co dzieje się w środku, a nawet koordynować pewne działania. W opinii mecenasa istotnym elementem weryfikującym te podejrzenia byłoby sprawdzenie billingów telefonicznych wszystkich osób obecnych na przyjęciu, czego nie uczyniono. - Trzeba było wyjaśnić kto dzwonił i gdzie. Faktycznie te czynności nie zostały zrealizowane. Zgodnie z zasadami techniki kryminalistycznej, badanie billingów powinno dotyczyć wszystkich osób tam zgromadzonych, żeby wykluczyć, że jakakolwiek osoba będąca tam, mogła koordynować działania - podkreślił pełnomocnik rodziny Olewników. Ocenił zarazem, iż jest prawdopodobne, że osoba obecna w domu Krzysztofa Olewnika mogła koordynować działania samego szefa porywaczy Wojciecha F., który uzbrojony był obecny na miejscu. Wkrótce po porwaniu Krzysztofa Olewnika sprawcy zażądali okupu. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną. W lipcu 2003 roku okup - 300 tys. euro - przekazano porywaczom. Jednak uprowadzony nie został uwolniony, został zamordowany miesiąc po przekazaniu pieniędzy.