Pani Jolanta Siwik i jej partner Piotr Miszkurka są osobami z niepełnosprawnościami. Pani Jolanta ma mózgowe porażenie dziecięce i niedowład czterokończynowy, pan Piotr jest niepełnosprawny umysłowo w stopniu lekkim. Para mieszka razem, w Biskupcu na Mazurach. - Przez 10 lat byliśmy przyjaciółmi, potem po śmierci najpierw Piotra mamy, potem mojej mamy, połączyła nas miłość, stwierdziliśmy, że będziemy już razem do końca, dopóki śmierć nas nie rozłączy - opowiada "Interwencji" Jolanta Siwik. Prawo do lokalu komunalnego, w którym mieszka para, pan Piotr odziedziczył po zmarłej mamie. Już dwa lata temu mężczyzna zaczął starać się o zamianę na inny lokal, znajdujący się na parterze. Na tym samym osiedlu, kilka bloków dalej, samotna matka z trojgiem dzieci na taką zamianę się zgodziła. "Stwierdził, że mamy duże dochody" - Trzeba było napisać podanie do burmistrza. Odpowiedź była negatywna, stwierdził, że mamy za duże dochody. Te schody mnie strasznie męczą, są obciążeniem też dla Piotra. On dźwigać nie może. Nie daj Boże mu się coś stanie, to już na całe wieki jestem tu uwięziona - przyznaje Jolanta Siwik. - Tamto mieszkanie było dla mnie lepsze, bo ma większe pokoje, a ja mam troje dzieci - mówi kobieta, która chce się zamienić na lokale z niepełnosprawną parą. Niestety na zamianę nie zgadzają się władze miasta, twierdząc, że para ma zbyt wysokie dochody. Gdy pan Piotr i pani Jolanta składali wniosek, oprócz otrzymywanych świadczeń dodatkowo pracowali. Pracę stracili, ale według urzędników ich sytuacja materialna się nie zmieniła. "Interwencja" próbowała umówić się na rozmowę z burmistrzem Biskupca - bezskutecznie. Wielokrotnie próbowała też dodzwonić się do niego. Niestety do dziś nie odebrał telefonu. - Ona by tutaj miała lepiej z tymi dzieciakami, a my byśmy mieli tam, bo byśmy wychodzili na podwórko. Trzeba burmistrza pociągnąć tu kilka razy z Jolantą po tych schodach, to może by zmienił zdanie - komentuje Piotr Miszkurka, partner pani Jolanty.