Stawiguda to gmina sąsiadująca z Olsztynem, do której wyprowadziło się w ostatnich latach wiele osób zmęczonych życiem w mieście. Gminą od kilku kadencji rządzi wójt Teodozy Marcinkiewicz, laureat wielu samorządowych konkursów na najlepszą gminę i wójta. Przed kilkoma miesiącami w gminie rozpoczęto akcję ws. odwołania Marcinkiewicza. Grupa inicjatywna zarzuciła mu m.in. autokratyczny styl rządzenia i konfliktowanie mieszkańców gminy oraz podejmowanie - ich zdaniem - niedobrych decyzji, m.in. sprzyjanie powstania żwirowni w malowniczej wsi Ruś, zaniechanie rozbudowy sieci wodociągowej i opieszałość w budowie dróg. Grupa zebrała wymaganą liczbę podpisów, a referendum ma się odbyć w najbliższą niedzielę. Pełnomocnik grupy referendalnej Cezary Filipowski złożył w środę w sądzie protest w trybie wyborczym, ponieważ uznał, że urząd gminy włączył się w kampanię referendalną i stanął po stronie wójta. - Chodzi o to, że na stronie internetowej gminy umieszczono dwa listy otwarte napisane przez sołtysów wsi, którzy trzymają stronę wójta. W listach tych napisano, że za naszą grupą referendalną stoi odwołany przez wójta jego zastępca. To nie jest prawdą, nie jesteśmy marionetkami w niczyich rękach. Uważamy, że gmina zamieszczając ten list nas szkaluje - powiedział Filipowski. Inicjatorzy referendum domagają się od gminy zdjęcia niepochlebnych listów ze strony internetowej urzędu i przeprosin. Filipowski podkreślił, że "nie chcą ani grosza, by gminy nie zubażać". W sądzie okręgowym w Olsztynie poinformowano, że procesy wyborcze (złożono dwa wnioski, w sprawie obu listów - przyp. red.) odbędą się we czwartek rano. Marcinkiewicz w rozmowie odmówił skomentowania sprawy, dodał, że jest na urlopie. Sekretarz gminy Stawiguda Ryszard Ziemba w rozmowie potwierdził, że do gminy wpłynęły już zawiadomienia z sądu ws. pozwu wyborczego. Ziemba przyznał, że pracownicy gminy - jako osoby prywatne - włączyli się w kampanię referendalną, ale dodał, że prawo tego nie zabrania. - Nie możemy angażować środków z budżetu gminy, ale w kampanii możemy uczestniczyć. W tej sprawie nie wydaliśmy z kasy gminy ani grosza, prawa nie łamiemy - podkreślił sekretarz gminy Stawiguda.