Sąd okręgowy, uzasadniając wyrok, stwierdził, że skazanych lekarzy - dobrych i uznanych fachowców - zgubiła rutyna. Zdaniem sądu, gdyby lekarze we właściwy sposób monitorowali rodzącą Wiolettę O., poród miałby szanse na pomyślne zakończenie. Chodziło głównie o to, że w ostatnich dwóch godzinach porodu odłączono rodzącą od aparatu KTG i poprzestano na prostszej metodzie monitoringu płodu. - Na pewno to odbiera siły, ale ten wyrok weryfikuje życie i nasze pacjentki - skomentował orzeczenie sądu jeden ze skazanych lekarzy. Podkreślił, że nie czuje się winny i dodał, że inną decyzję ws. ich postępowania wydał m.in. krajowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej, który umorzył postępowanie w tej sprawie. - Stoją za nami autorytety krajowe, profesorowie, szefowie klinik akademickich, praktykujący, oni też uznali, że wszystko było w porządku - mówił ginekolog. Wioletta O. i jej mąż, którzy byli oskarżycielami posiłkowymi, nie chcieli komentować wyroku. Ich pełnomocnik, adwokat Andrzej Szydziński, powiedział, że "gorzkiej sprawiedliwości stało się zadość" i podobnie jak sąd podkreślił, że lekarzy zgubiła rutyna. Adwokat odniósł się też do twierdzeń wygłaszanych przed wyrokiem przez obrońców lekarzy, że medycyna jest sztuką, której nie da się przewidzieć. - Do sztuki trzeba podejść jak mistrz, a nie jak rzemieślnik - uciął Szydziński. Skazani lekarze odbierali poród Wioletty O. w sierpniu 2004 roku w Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie. Rodząca nalegała na cesarskie cięcie, lekarze nie zdecydowali się na to rozwiązanie. W czasie akcji porodowej doszło do poważnych komplikacji, w tym dystocji barkowej u noworodka (tzn. bark płodu zaklinował się w miednicy matki po urodzeniu główki) i zaciśnięcia pępowiny. Akcja reanimacyjna po ośmiu minutach przywróciła wprawdzie funkcje życiowe dziecka, jednak niedotlenienie spowodowało nieodwracalne zmiany w mózgu - dziecko po trzech latach zmarło. Obaj lekarze nadal pracują w olsztyńskim szpitalu wojewódzkim.