Prokuratura zarzuciła b. prezes, że przez półtora roku zawierała z Robertem J. umowy-zlecenia na usługi doradcze płacąc mu za to ponad 7 tys. zł miesięcznie. Zdaniem prokuratury w rzeczywistości prace Roberta J. były niepotrzebne, ponieważ w strefie pracowali kompetentni pracownicy. Poza tym w dokumentacji strefy nie zachowały się żadne dokumenty świadczące o pracach wykonanych przez Roberta J., co rodzi wątpliwości, czy umowy te w ogóle były realizowane. Dla obojga oskarżonych prokurator wniósł o dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, po 4 tys. zł grzywny oraz naprawienie szkody, a dla Doroty G. dodatkowo zażądał 2-letniego zakazu zajmowania kierowniczych stanowisk. Obrona i oskarżeni wnieśli o uniewinnienie. W mowie końcowej adwokat podkreślał, że oskarżonych nie łączy żadna bliższa znajomość i Dorota G. nie miała żadnego motywu, by bez powodu wypłacać Robertowi J. pieniądze. Adwokat przekonywała, że dokumentacja wykonana na rzecz strefy przez Roberta J. zaginęła lub też została zniszczona. Sama Dorota G. w mowie kończącej proces powiedziała, że była jedynym prezesem strefy powołanym nie z partyjnego klucza, ale wyłonionym z grona jej pracowników. Podkreślała, że wyprowadziła strefę z długów. O tym, iż w działalności Doroty G. jako prezesa strefy mogło dojść do nieprawidłowości zawiadomił prokuraturę następca G. i jednocześnie radny wojewódzki z ramienia PiS. Publikację wyroku w tej sprawie sąd odroczył do poniedziałku.