Matka, Anna K. znalazła małą Jolę martwą w łóżeczku. Policjantom powiedziała, że jej córeczką opiekowała się kobieta o imieniu Kasia, która była jej klientką w zakładzie fryzjerskim. Oskarżyła nianię o to, że nie dopilnowała dziecka, które się zadławiło. Jak pisze "Fakt", opiekunka do tej pory pozostaje dziwnie tajemniczą postacią. Setki zdjęć z jej podobizną, poszukiwania i przesłuchiwania świadków nic nie dały. Nikt nie zna takiej osoby, nikt jej też nie widział i o niej nie słyszał. "Wersja matki od początku wydaje się raczej mało wiarygodna" - mówi "Faktowi" anonimowo jeden ze śledczych, który pracuje przy wyjaśnieniu tej sprawy. "Dziwne jest, że do tej pory nikt nie widział żadnej opiekunki. Zatrzymaliśmy jedną podobną kobietę, ale matka ją wykluczyła" - dodaje. Hipotezę o nieistniejącej niani prokuratura bierze pod uwagę coraz bardziej poważnie. Czy to matka zostawiła córkę w domu i poszła do pracy, a w tym czasie Jola się zadławiła? - zastanawia się "Fakt". Koleżanki Anny K. miały zeznać, że w dniu śmierci dziecka była ona w pracy. Wychodziła z zakładu fryzjerskiego jedynie na papierosa. W tym czasie mogła iść do domu i nakarmić córkę. Droga z pracy do domu zajmuje jej tylko kilka minut. Biegli wykazali, że ostatnie karmienie dziecka odbyło się około godz. 13.