Rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu sędzia Dorota Zientara poinformowała PAP, że do godzin popołudniowych we wtorek nie wpłynął żaden protest dotyczący referendum w tym mieście. We wtorek upływał termin, w jakim można było zgłaszać tego typu protesty. - Być może jakiś protest dotrze pocztą - zastrzegła Zientara, ale dodała, że jest to raczej rzadko spotykana praktyka. Tymczasem wbrew wcześniejszym zapowiedziom wojewoda warmińsko-mazurski nie zgłosił do wtorku premierowi Donaldowi Tuskowi żadnego kandydata na stanowisko komisarza Elbląga. - Po prostu pan wojewoda nie znalazł żadnego chętnego. Poszukiwania takiej osoby trwają i jak tylko ktoś z odpowiednimi kwalifikacjami się zgodzi, to taka kandydatura zostanie niezwłocznie zgłoszona panu premierowi - poinformował rzecznik wojewody Alfred Wenzlawski. We wcześniejszych rozmowach z PAP wojewoda warmińsko-mazurski Marian Podziewski zapowiadał, że chce, by komisarzem Elbląga został prawnik lub doświadczony samorządowiec, ale dodawał, że z powodu "trudnej i delikatnej sytuacji w mieście" ma kłopoty ze znalezieniem kogoś, kto by chciał kierować Elblągiem do czasu rozpisania przedterminowych wyborów. Mieszkańcy Elbląga 14 kwietnia w referendum odwołali prezydenta Grzegorza Nowaczyka (PO) i tamtejszą Radę Miasta. W głosowaniu w sprawie odwołania przed końcem kadencji Nowaczyka oddano 23 970 ważnych głosów, w tym 23 087 za jego odwołaniem. Minimalna liczba głosujących potrzebna do tego, by referendum było ważne wynosiła 18 242 osoby. W związku z przegranym referendum w minioną sobotę Nowaczyk zrzekł się kierowania elbląską PO. Wyjaśnień w tej sprawie od szefa warmińsko-mazurskiej PO zażądał też szef PO Donald Tusk. Referendum odbyło się na wniosek grupy Wolny Elbląg, która zarzucała lokalnym władzom niekompetencję, arogancję i "utratę zaufania mieszkańców". Pod wnioskiem podpisało się 10,2 tys. osób. Przedterminowe wybory prezydenta i rady miasta muszą odbyć się nie później niż 90 dni od ogłoszenia wyników referendum.