7-latek przebywa teraz w tymczasowej rodzinie zastępczej. Jego matka co prawda nadal go odwiedza i do niego dzwoni, ale niedługo może się to zmienić. Na wniosek Rzecznika Praw Dziecka sąd rodzinny zdecyduje, czy kobieta powinna stracić prawa rodzicielskie. Wtedy chłopiec będzie mógł być adoptowany. Siedmiolatek dwa tygodnie temu, późnym popołudniem przybiegł z domu na komendę i powiedział policjantom, że jego mama jest pijana i boi się z nią zostać. Zrobił tak nie po raz pierwszy. W marcu chłopiec już kilka razy, nawet w samej koszulce i skarpetkach, uciekał przed pijaną matką. Kobieta na początku sierpnia otrzymała pozwolenie od MOPS-u i Sądu Rodzinnego na zabranie chłopca do domu na czas wakacji. Niestety ponownie zgotowała mu piekło. - Moja mama jest pijana, poszła spać. Koleżanka jej też i taki pan też poszedł spać. I jestem sam i się boję - mówił w marcu do słuchawki mały Kacper, szukając pomocy u policjantów. Szybko jednak dodał: Ale nie chcę iść do domu dziecka. Po rozmowie policjanci spotkali go na podwórku pod blokiem. Chłopiec wyszedł z mieszkania na kilkustopniowy mróz w samych spodniach i cienkiej podkoszulce. W mieszkaniu policjanci trafili na śpiącą, pijaną 26-letnią matkę i jej koleżankę, także będącą pod wpływem alkoholu. Kacpra nie udało się przekazać mieszkającej ulicę dalej babci. 47-latka także była pijana. Dwa dni później chłopiec znów poprosił funkcjonariuszy o pomoc. - Moja mama jest pijana - powiedział policjantce, która odebrała telefon. Podał swój adres, a w słuchawce było słychać krzyki. Policjantka oddzwoniła, a odebrała tłumacząca się matka Kacpra. Odrabiał lekcje. Wziął telefon, zadzwonił... bo się wystraszył, bo kazałam mu lekcje odrabiać. Także nie ma żadnego problemu - mówiła bełkotliwym głosem. Na miejsce został wysłany patrol. Gdy policja była w drodze do jego mieszkania, Kacper - bez butów - uciekł i pobiegł do komisariatu. Po drodze zatrzymała go przypadkowa kobieta. 26-latka została ostatecznie zatrzymana i trafiła do aresztu. Chłopcem zajęli się natomiast opiekunowie zastępczy.