Według Marioli Plichty z biura prasowego warmińsko-mazurskiej policji podstawą do ich zatrzymania były informacje, że mogą coś wiedzieć na temat zaginionego pod koniec ubiegłego roku mieszkańca wsi Włodowo. Bracia wystąpili do sądu o rekompensatę, bo jak twierdzili, zostali niesłusznie zatrzymani i przewiezieni na komisariat, gdzie spędzili 48 godzin. W tym czasie nie postawiono im żadnych zarzutów; byli zatrzymani jako świadkowie i w takim charakterze zwolniono ich do domów. Za bezzasadne zatrzymanie zażądali zadośćuczynienia w wysokości po 10 tys. zł każdy. Sąd obniżył jednak kwotę roszczeń i zróżnicował ją. W ocenie sądu zatrzymanie najbardziej dotkliwe było dla Wiesława Winka, ponieważ wcześniej nie był on karany i nie wchodził w konflikt w z prawem, dlatego przyznał mu kwotę najwyższą - 5 tys. zł. Pozostali bracia - Krzysztof i Mirosław - mają dostać po 4 tys. zł każdy. Wyrok jest nieprawomocny. - W ocenie sądu niezrozumiałe jest zachowanie organów ścigania. To była dziwna nieusprawiedliwiona manifestacja siły. Tych kilkunastu funkcjonariuszy, którzy przyjechali kilkoma radiowozami po braci Winków, mogłaby świadczyć, że mamy do czynienia z groźnymi, uzbrojonymi bandytami. Nie było takiej potrzeby. Można było wysłać do nich wezwanie na komisariat i oni stawiliby się i złożyli zeznania - podkreślił sędzia Olgierd Żegalski-Dąbrowski, uzasadniając wyrok przyznający rekompensaty. Dodał, że "za takie nieuzasadnione zachowanie policjantów teraz to Skarb Państwa musi, wypłacając zadośćuczynienie, ponosić odpowiedzialność finansową". Bracia Winkowie na poprzedniej rozprawie przed sądem mówili, że podczas przesłuchań policjanci grozili im użyciem pałek policyjnych, stosowali groźby słowne, próbowali przekupić w zamian za to, że "podadzą informację o ukryciu zwłok zaginionego". Wiesław Winek powiedział, że jeden z policjantów miał grozić pistoletem przystawionym do kolana. Mirosław, zwolniony z komisariatu wieczorem, nie mając pieniędzy i telefonu komórkowego, musiał wracać do domu pieszo 49 km. Śledztwo ws. policjantów z komendy miejskiej policji w Olsztynie, którzy bezzasadnie zatrzymali braci, prowadzi Prokuratura Rejonowa w Szczytnie. Na razie nikomu nie postawiono zarzutu; przesłuchiwani są kolejni policjanci biorący udział w zatrzymaniu i przesłuchiwaniu, a także ich przełożeni oraz prokuratorzy. Wcześniej Sąd Rejonowy w Olsztynie ocenił, że zatrzymanie braci było bezprawne, ponieważ mieli status świadków, a nie podejrzanych. Sprawa zaginionego mieszkańca Włodowa, w której policja zatrzymała Winków, została już wyjaśniona. Jego zwłoki znaleziono na początku lutego w jeziorze Włodowskim we Włodowie, a sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci mężczyzny było utonięcie; inne osoby nie przyczyniły się do jego śmierci. Dwaj z trzech zatrzymanych, Mirosław i Krzysztof, to sprawcy głośnego linczu we Włodowie w 2005 roku, zginął wówczas 60-letni recydywista, który w zakładach karnych spędził 30 lat. Do linczu doszło, bo policja nie interweniowała, gdy Józef C. groził mieszkańcom wioski. Za lincz na kary po 4 lata więzienia zostali skazani trzej bracia: Mirosław, Krzysztof i Tomasz Winkowie. Pozostali jednak na wolności, ponieważ prezydent Lech Kaczyński ułaskawił ich jeszcze przed rozpatrzeniem kasacji w grudniu 2009 r. Zawiesił wykonanie wobec nich kary na okres 10 lat - dzięki czemu bracia nie trafili do więzienia. W innej sprawie związanej z linczem na kary po 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu i grzywny skazani zostali także dwaj policjanci z komisariatu w Dobrym Mieście za zlekceważenie sygnałów od mieszkańców o zagrożeniu i zbyt późną interwencję we Włodowie.