Rzecznik prasowy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jarosław Sroka poinformował w poniedziałek, że ostatni weekend na mazurskich jeziorach pokazał wyraźnie, że umiejętności żeglarskie wypoczywających pod żaglami są mizerne. - Warunki do żeglowania były wymarzone, idealne. Wiało w porywach do 7 stopni w skali Beauforta, świeciło słońce. Niestety, dla znacznej większości żeglarzy nie był to ideał, a koszmar, z którym nie umieli sobie poradzić - przyznał Sroka i powiedział, że w sobotę i niedzielę ratownicy przyjmowali jedno zgłoszenie za drugim. Tylko w niedzielę na łodziach było aż 49 poszkodowanych, zanotowano 4 wywrotki jachtów, 5 razy interweniowały karetki wodne, a ratownicy wyruszali do tzw. akcji technicznych aż 12 razy. Akcje techniczne to m.in. wpłynięcie w trzciny czy na mieliznę, z którym załoga nie potrafi się uporać, porwanie żagli, utrata sterowności. Ponieważ są to zdarzenia spowodowane brakiem doświadczenia i umiejętności żeglarzy MOPR za akcje techniczne pobiera opłaty. Jak powiedział Sroka "szczytem braku umiejętności" było zdarzenie, do którego doszło w niedzielę na przesmyku łączącym jeziora Mikołajskie ze Śniardwami. Na tym szerokim na ok. 40 metrów łączeniu zderzyły się dwie żaglówki. Zdarzenia spowodowane brakiem umiejętności żeglarzy MOPR odnotowywał na całym Szlaku Wielkich Jezior - od Węgorzewa po Mikołajki i Pisz. - Prosimy, by ci, którzy wypływają w rejs nie przeceniali swoich umiejętności, byli wobec nich krytyczni. MOPR jest gotowy do niesienia pomocy całą dobę, mamy sprzęt i ludzi ale niech każdy myśli o sobie, swoim życiu i zdrowiu. Trzeba pamiętać, że woda to żywioł, nie ma tu miejsca na popisy - zaapelował Sroka. W poniedziałek wiatr na Mazurach osłabł (wieje do 3 stopni), z prognoz ratowników MOPR wynika, że w najbliższych dniach nie będzie już tak silnie wiało. Na mazurskich jeziorach jest właśnie szczyt sezonu turystycznego. Łodzi jest sporo, choć nieco mniej niż o tej porze w poprzednich latach.