Jak poinformowała rzeczniczka Urzędu Miasta w Elblągu Joanna Urbaniak, za czujniki zapłacił elbląski zarząd budynków komunalnych. Urząd Miasta w Elblągu w zeszłym roku kupił pierwszych 300 czujników i zamontował w mieszkaniach komunalnych. Montaż zbiegł się z tragedią, która wstrząsnęła mieszkańcami Elbląga. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia czadem zatruła się pięcioosobowa rodzina, z czego 4 osoby zmarły. Ofiarami były trojaczki - dziewczynki w wieku 4 lat i ich babcia. Jedynym, który przeżył był dziadek. Zasiadł on potem na ławie oskarżonych, odpowiadając za nieumyślne spowodowanie śmierci czterech osób. Po wypadku okazało się, że kratki wentylacyjne i przewody kominowe w mieszkaniu były zanieczyszczone i pozaklejane, a okna były szczelnie zamknięte, co uniemożliwiło jakąkolwiek wentylację. Kominiarzom, którzy sprawdzali przewody wentylacyjne, lokatorzy tego mieszkania uniemożliwili kontrolę. Sąd w Elblągu skazał mężczyznę na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Obecnie w Elblągu 600 mieszkań wyposażonych jest w detektory czadu. Są one proste w użyciu, poziom stężenia zabójczego gazu można odczytać z cyfrowego wskaźnika, a przekroczenie norm alarmowane jest głośnym sygnałem. Ważne jest także, by sprawdzać żywotność baterii, bez których urządzenie nie zadziała. Pracownicy wydziału kryzysowego w Elblągu zaapelowali na początku sezonu grzewczego do mieszkańców, aby nie zaklejać, ani nie zasłaniać w inny sposób, kratek wentylacyjnych, nie zamykać okien szczelnie, ale trzymać je w pozycji rozszczelnionej i systematycznie sprawdzać czy jest ciąg powietrza, np. poprzez przykładanie kartki papieru do otworu bądź kratki wentylacyjnej. Należy także wietrzyć pomieszczenie, gdzie są piecyki kąpielowe albo piece i nie bagatelizować objawów duszności, bólów i zawrotów głowy, nudności i przyspieszenia czynności serca i oddychania, które mogą być sygnałem o zatruciu tlenkiem węgla.