Do zabójstwa doszło w połowie sierpnia 2006 r. a zakończony w środę proces był trzecim już postępowaniem sądowym w tej sprawie. W poprzednich procesach kobieta była skazywana na kary: 2 lat i 8 miesięcy więzienia oraz na 5 lat pozbawienia wolności. Przy czym sąd orzekając w obu poprzednich procesach, stosował wobec niej instytucję nadzwyczajnego złagodzenia kary. Oskarżona broniła się tym, iż działała w obronie koniecznej. W środę sąd skazując ją na karę 2,5 roku więzienia uznał, że zadając śmiertelne rany nożem, kobieta działała pod wpływem silnych emocji. Przy takiej kwalifikacji czynu kara może wynieść od 1 roku do 10 lat więzienia. W innych przypadkach za zabójstwo grozi nawet dożywotnie więzienie. Jak mówiła uzasadniając wyrok sędzia Agnieszka Śmiecińska, "według relacji dzieci w małżeństwie od lat była przemoc a jej autorem był ojciec". Przed tym jak Stefania N. zadała mężowi 10 ran nożem w brzuch i klatkę piersiową doszło między nimi do awantury. Jak mówili świadkowie kobieta została bez powodu zaatakowana przez męża, który okładał ją pięściami i kopał. Stało się to podczas spotkania u znajomych. - Dotychczasowe małżeńskie awantury rozgrywały się w zaciszu domowym i ich świadkami były tylko najbliższe osoby a ta kłótnia, która rozegrała się u postronnych osób sprawiła, że kobieta została dodatkowo poniżona i sponiewierana- powiedziała sędzia. - To zajście na oczach postronnych osób stało się kroplą, która przelała falę goryczy - zaznaczyła. W opinii sądu mimo stosunkowo łagodnego wymiaru kary, nic nie usprawiedliwia zbrodni zabójstwa. Kobieta, która stała się ofiarą przemocy powinna bowiem szukać pomocy w instytucjach powołanych do tego. Jak podkreślił sąd, gdy uprawomocni się wyrok Stefania N. będzie musiała odbyć karę więzienia w zakładzie karnym, a to zdaniem sądu i tak będzie dla niej dotkliwe. Kobieta bowiem ułożyła już sobie życie, podjęła pracę, zmieniła miejsce zamieszkania.