W czasie wypadku Bojarczyk (sąd zezwolił na ujawnienie personaliów - red.) był pijany, miał ponad 2 promile alkoholu we krwi. - Ta tragedia jest efektem tolerowania przez lokalną społeczność tego, że w pracy można pić alkohol, że robotnikom "stawia się", a potem pozwala się im odjechać autem, czy innym pojazdem. "Po alkoholu" Bojarczyk jechał bardzo brawurowo, w efekcie czego potrącił jadącą prawidłowo rowerzystkę, a potem uciekł z miejsca zdarzenia, nie udzielając jej pomocy. Za to, co się stało, moralną odpowiedzialność ponosi także ta osoba, która przed wypadkiem Bojarczykowi dała alkohol - uzasadniając wyrok mówił sędzia Krzysztof Bieńkowski. Rodzice zmarłej dziewczynki, którzy byli w procesie oskarżycielami posiłkowymi, powiedzieli, że w pełni zgadzają się ze stanowiskiem sądu, bo żadna kara nie zwróci im dziecka, a pijani kierowcy nadal będą zabijać. - Mam nadzieję, że może po tej sprawie choć jeden się opamięta - mówiła matka dziewczynki. Razem z Andrzejem Bojarczykiem w czasie wypadku podróżowali mężczyźni, z którymi tego dnia pracował: Robert M. i Jan A. Prokuratura oskarżyła pasażerów prowadzonego przez Bojarczyka auta o to, że nie udzielili rannej jedenastolatce pomocy, przez co w kilkanaście minut po wypadku zmarła. Jan A. oraz Bojarczyk odpowiadali także za zacieranie śladów; po wypadku klejem przyklejali urwany migacz i lusterko. Sąd uniewinnił Roberta M. uznając, że gdy widział on leżącą w rowie dziewczynkę, ta już nie żyła. Za zaciernie śladów Jan A. został skazany na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 460 zł grzywny. Obecny na ogłoszeniu wyroku prokurator Radosław Snopek z Prokuratury Rejonowej w Bartoszycach zapowiedział złożenie w tym zakresie apelacji.- Będziemy walczyć o skazanie pasażerów Bojarczyka - zapowiedział prokurator. Przebywający w areszcie Bojarczyk nie został doprowadzony na ogłoszenie wyroku.