Ukraińcy chcą wyjechać z Polski. I to jest dla nas duży problem [OPINIA]
Większość Ukraińców deklaruje obecnie chęć wyjazdu z Polski, większość do Niemiec, ale także w inne rejony Europy. Gdyby to się potwierdziło na skalę masową, możemy oczekiwać spadku PKB, braku rąk do pracy (w Polsce faktycznie nie ma bezrobocia) oraz powrotu do sytuacji, w której czeka nas wielkie wymieranie.

Gdy Rosja najechała na Ukrainę w 2022 r., rząd Polski zrobił prawie wszystko co powinien: po cichu wysłał czołgi, przyjął wszystkich uchodźców, przyznał ubezpieczenie zdrowotne, prawo pobytu i prawo pracy. Jeszcze lepiej zachowało się społeczeństwo, które sprawiło, że pierwszy raz w nowożytnej historii przy tak ogromnej masie uchodźców nie było potrzeby stworzenia ani jednego obozu dla nich. Ani jednego.
Zwykli ludzie zapraszali do domów, biznesmeni robili zrzutki i udostępniali swoje zasoby i środki transportu, organizacje pozarządowe w błyskawiczny sposób organizowały pomoc, bazy danych o osobach gotowych przyjąć kogoś pod swój dach, zbiórki niezbędnych rzeczy.
Wydawało się, że lepiej być nie może. A jednak w trzy lata od wybuchu wojny w wyborach prezydenckich właściwie wszyscy poważni gracze grali na antyukraińskich nastrojach. Co poszło nie tak?
PiS nie zapytał uchodźców o ich... marzenia
Rząd PiS zrobił wszystko, oprócz jednego. Nie przygotował planu co dalej. Nikt nie pytał uchodźców o ich sytuację zawodową i rodzinną, o umiejętności, marzenia, chęć dokształcania się. Nikt nie planował, jak ich rozmieścić w skali kraju, by nie tworzyć nadmiernych skupisk nadwyrężających lokalne możliwości asymilacji. Gdzie skierować pielęgniarki, gdzie budowlańców, a gdzie nauczycieli. Państwo polskie nie zawiodło w godzinie próby, ale po chwilowej mobilizacji poddało się jak zwykle sile inercji.
Opozycja miała okazję obserwować działania rządu przez półtora roku. Mogłaby przygotować mądrzejszy plan, gdyby nie fakt, że Donald Tusk nie wierzy w żadne plany i programy.
Jego największa siła jest też jego największą słabością. Wybitnie się mobilizuje, gdy chodzi o zdobycie władzy i wybitnie nie ma pojęcia, co z tą władzą zrobić. Błędy PiS pozostały nieskorygowane, propaganda ruskich onuc swobodnie hasała po mediach społecznościowych, a trolle i głupki powtarzały różne bajduły o "sąsiadce z Ząbek" czy ukraińskiej przestępczości oraz oczywiście - o odbieraniu pracy Polakom i nadmiernym obciążeniu polskiego systemu ubezpieczeniowego.
PiS - zamiast prostować - udawał, że z obecnością Ukraińców nie ma nic wspólnego. Rząd też nie miał żadnej narracji, bo nie posiadał nawet rzecznika, a poza tym kierownik Tusk nie wierzy w siłę argumentów, tylko w siłę emocji.
Co gorsza, uwierzył też we własną propagandę, że rozliczenie PiS jest dla społeczeństwa ważniejsze niż sprawne rządzenie i napakował swój rząd miernotami, które dawały gwarancje, że nie będą miały specjalnych ambicji, planów i ochoty na trudne reformy.
Tymczasem już po wyborach pojawiły się niezależne badania, które rząd mógłby mieć znacznie wcześniej, gdyby choć trochę ciekawił się krajem, którym rządzi. Badania, które przedstawiają fakty zupełnie inne niż antyukraińska propaganda Brauna, Mentzena i Nawrockiego.
Gospodarczo? Same korzyści
Wg raportu UNHCR i Deloitte ogłoszonego w dziewięć dni po wyborach, a więc 10 czerwca br. Ukraińcy przyczynili się do 2,7 proc. polskiego PKB w 2024 r.
Aż 69 proc. uchodźców pracowało, głównie na gorzej płatnych stanowiskach, co spowodowało wzrost średniej płacy Polaków, którzy migrowali na wyżej płatne stanowiska.
Od początku wojny uchodźcy wnieśli do budżetu Polski od 24,8 do 33,6 mld złotych, co znacznie przewyższa wydatki socjalne. W samym 2024 r. polski budżet zyskał netto prawie 12,5 mld złotych!
Około 80 proc. dochodów ukraińskich gospodarstw domowych pochodzi z pracy, co jest znacznie wyższym odsetkiem niż w wypadku polskich gospodarstw domowych, gdzie 59 proc. pochodzi z pracy najemnej, a aż 23 proc. z samych ubezpieczeń społecznych (nie licząc innych świadczeń).
Co więcej, bardzo ciekawa i korzystna dla Polski jest struktura demograficzna uchodźców. Aż 40 proc. stanowią dzieci i jest to nie tylko znacznie więcej niż 18 proc. dzieci w polskim społeczeństwie. 41 proc. uchodźców stanowią kobiety. Asymilacja tych rodzin w Polsce natychmiast poprawia naszą sytuację demograficzną.
Aż 56 proc. pracujących deklaruje wykształcenie wyższe, ale - w dużej mierze z powodów wskazanych wyżej, czyli braku planu - tylko jedna trzecia absolwentów wyższych uczelni pracuje na stanowiskach wymagających wykształcenia. Pokazuje to, jak bardzo nie potrafimy wykorzystać potencjału tych ludzi i o ile większe korzyści mogłoby nam przynieść ich trwałe związanie się z naszym krajem.
Niestety, większość z nich deklaruje obecnie chęć wyjazdu z Polski, większość do Niemiec, ale także w inne rejony Europy. Gdyby to się potwierdziło na skalę masową, możemy oczekiwać spadku PKB, braku rąk do pracy (w Polsce faktycznie nie ma bezrobocia) oraz powrotu do sytuacji, w której czeka nas wielkie wymieranie.
Nie należy mieć złudzeń. Polki mają tyle dzieci, ile chcą mieć i warunki ekonomiczne są tu drugorzędne. Najważniejsze pytanie, by kraj mógł się nadal rozwijać - czyli skąd brać Polaków, nadal pozostaje w mocy. Lepszej okazji niż asymilacja Ukraińców, z którymi przez stulecia dzieliliśmy już państwo - nie będzie. Potrzeba tylko i aż planu i jego aktywnego wdrożenia. Tego zaś nie umiał i nie chciał zrobić ani poprzedni rząd, ani obecny. Kurtyna.
Maciej Strzembosz