Rosjanie palili ciała żołnierzy na śmietnisku? Odkrycie w Chersoniu
Korespondent brytyjskiego dziennika "The Guardian" dotarł w wyzwolonym Chersoniu do świadków, którzy twierdzą, że Rosjanie palili na miejscowym wysypisku zwłoki zabitych w walce żołnierzy. Ciała w czarnych workach były zwożone ciężarówkami, a następnie w najbardziej odludnej części składowiska. Zdaniem gazety Kreml, pozbywając się ciał w ten sposób, ukrywa rzeczywistą skale wojennych strat, których doznał podczas inwazji na Ukrainę.

Na wysypisku śmieci w Chersoniu Rosjanie mieli palić ciała poległych na wojnie z Ukrainą żołnierzy, twierdzą świadkowie, z którymi rozmawiał dziennikarz brytyjskiego dziennika "The Guardian". Gazeta pisze, że wśród stert śmieci można znaleźć rosyjskie flagi, mundury i hełmy wojskowe.
Charakterystyczny zapach palonego mięsa
W czasie rosyjskiej okupacji wysypisko było przez większość czasu strefą zamkniętą. W pewnych porach nikt nie miał wstępu w pobliże składowiska. W tym czasie Rosjanie pilnowali terenu, na który wjeżdżały ciężarówki, wiozące czarne worki - twierdzą świadkowie. Potem nad polem śmieci unosił się czarny dym. - Po okolicy rozchodził się charakterystyczny zapach palonego mięsa - pisze Luke Harding, korespondent dziennika.
Według świadków najwięcej ciał Rosjanie palili latem.
- Za każdym razem, kiedy nasza armia ich ostrzeliwała, Rosjanie zwozili tu ciała - mówi 40-letnia Iryna mieszkanka Chersonia. Po raz pierwszy ciałopalenia zaczęły się odbywać w czerwcu, gdy ukraińska armia wyposażona w amerykańskie rakiety Himars zintensyfikowała ataki na pozycje rosyjskie.
Korespondent brytyjskiej gazety był na wysypisku i rozmawiał z pracującymi tam ludźmi.
Przyjechali kamazem pełnym trupów
- Rosjanie przyjechali kamazem pełnych śmieci i trupów i wszystko to wyładowali - powiedział zbieracz odpadów, który był naocznym świadkiem. Jego zdaniem zwłoki nie były zakopywane, tylko zasypywane kolejnymi warstwami odpadków. Zaznaczył, że nie wie, czy były to zwłoki cywilów czy wojskowych.
45-letnia Switłana Wiktorina, która z mężem Ołeksandrem zajmuje się wywozem śmieci na wysypisko, powiedziała, że przy wjeździe na jego teren Rosjanie ustawili posterunek kontrolny.
- Nie wolno nam było wjeżdżać na ten teren, kiedy oni palili ciała - powiedziała. - Powiem wam jak było. Przyjechali tu, postawili kilku na straży, rozładowali i spalili - mówiła. - Jednego dnia mój mąż i ja przyjechaliśmy o złej porze. Akurat załatwiali swoje "sprawy". Mąż dostał z całej siły pałką w twarz - powiedziała.
Przyznała, że nie znalazła szczątków. - Spalili wszystko - wyjaśniła.
Informacje "Guardiana" przytoczył na Twitterze doradca szefa MSW Ukrainy Anton Heraszczenko.
Rosjanie mogli zaminować wysypisko
Pracujący na wysypisku ludzie powiedzieli gazecie, że Rosjanie wybrali najbardziej ustronny rejon śmietniska. Jeden ze świadków, kierowca ciężarówki, nie wykluczył, że Rosjanie mogli zaminować ten obszar. Ze względów bezpieczeństwa obecnie nie można dojść bezpośrednio w to miejsce.
- Cokolwiek tam robili, śmierdziało palonym mięsem, a dym był bardzo gęsty - powiedział mężczyzna.
Mieszkańcy bloku stojącego opodal składowiska opowiadali, że przez wiele dni unosił się stamtąd gęsty, czarny dym utrudniający oddychanie.
- Miałam mdłości - mówi Olesia Kokorina, 60-latka mieszkająca na ósmym piętrze. - pachniało spalonymi włosami, albo jak u dentysty, kiedy wiercą ząb przez założeniem plomby. Dym był tak gęsty, że nie było widać budynku obok - powtarza.
- Nigdy wcześniej nie było takiego zapachu - dodała 65-letnia Natalia, która mówi, że nie dało się wtedy otworzyć drzwi na balkon.
- Było mnóstwo wywrotek i wszystkie były przykryte workami. Nie wiem, co w nich było, ale smród z dymu na wysypisku był okropny - mówi Natalia. - Były dni, kiedy nie można było oddychać z powodu smrodu - dodaje.
Dziennikarz "The Guardian" usłyszał opinie, że spalenie ciał żołnierzy na wysypisku mogło być najłatwiejszą metodą pozbycia się szybko rozkładających się zwłok w czasie, gdy mosty na Dnieprze zaczęły być ostrzeliwane przez Ukraińców i przeprawa nimi stała się utrudniona i ryzykowna.
O paleniu zwłok rosyjskich żołnierzy mówią w Chersoniu dziesiątki osób - twierdzi "The Guardian".
Sterty śmieci maskują straty Kremla?
Lokalny urzędnik, który poprosił o anonimowość, powiedział: "Nie interesują nas miejsca pochówku wroga. Interesuje nas odnalezienie ciał Ukraińców, torturowanych, zabitych i pochowanych w masowych grobach tutaj, w obwodzie chersońskim".
Służby bezpieczeństwa Ukrainy uważają, że ciała tysięcy zabitych rosyjskich żołnierzy są nieformalnie usuwane, ponieważ Kreml rejestruje ich jako "zaginionych w akcji", próbując zatuszować swoje straty w wojnie na Ukrainie - pisze "The Guardian".
Brytyjski dziennik przytacza treść przechwyconej w maju rozmowy telefonicznej rosyjskiego żołnierza, który mówił, że jego towarzysze zostali pochowani na "wysypisku wysokości człowieka" tuż za okupowanym Donieckiem.
"Jest tak dużo Gruz 200 (wojskowy kryptonim oznaczający ciała martwych żołnierzy), że góry trupów mają dwa metry wysokości" - mówił wojskowy. "To nie kostnica, to śmietnik. Jest ogromny" - miał powiedzieć Rosjanin.
"Po prostu je tam wrzucają, a później łatwiej sprawić, by zniknęły bez śladu. Łatwiej wtedy udawać, że ich po prostu brakuje i to wszystko" - powiedział rosyjski żołnierz w innym przechwyconym połączeniu.
Dziennik przypomina, że według rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu straty to około 7 tys. ludzi. Sztab sił zbrojnych Ukrainy podał jednak we wtorek, że Rosja straciła w wojnie z Ukrainą około 80 tys. żołnierzy (zabitych, rannych lub wziętych do niewoli).