"Obnażył mało finezyjną, toporną grę Putina". Trump tego nie wykorzystał
Najnowsza rozmowa telefoniczna Donalda Trumpa z Władimirem Putinem nie przyniosła przełomu w staraniach o zakończenie wojny w Ukrainie. Podobnie zresztą jak niedawny szczyt pokojowy w Stambule. Rosyjski dyktator wciąż gra na czas, natomiast amerykański prezydent bierze każde jego słowo za dobrą monetę. - Wypowiedzi Trumpa sprawiają wrażenie, że nie rozumie podstawowej sprzeczności - twierdzi w rozmowie z Interią Michał Kacewicz, redaktor naczelny Bielsat.pl i ekspert od polityki wschodniej.

Trzy równoległe rzeczywistości. Tak najkrócej można podsumować stan gry po poniedziałkowej rozmowie telefonicznej Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Amerykański przywódca, w swoim stylu, mówi o przełomie, realnych szansach na pokój i dobrych intencjach rosyjskiego dyktatora. Putin o sprawie wypowiada się chłodno i ostrożnie, zyskując czas i markując chęć osiągnięcia pokoju. Z kolei europejscy liderzy są zszokowani tym, że nawet przy tak ewidentnej grze na czas Putina, Trump nie jest w stanie wywrzeć na niego jakiejkolwiek presji.
Ameryka, UE i Rosja. Trzy równoległe rzeczywistości
- Uważam, że jest szansa załatwienia czegoś, a gdybym to zrobił (nałożył sankcje - przyp. red.), można znacznie pogorszyć sprawę - stwierdził Trump w rozmowie z dziennikarzami. - Ale może przyjść czas, gdzie może do tego dojść - zaznaczył. Dopytywany przez media o to, że Putin zignorował jego apel o zaprzestanie bombardowań Ukrainy na czas rozmów pokojowych, Trump wzruszył ramionami: - Cóż, jest na wojnie (...) oni atakują się nawzajem, a ludzie giną cały czas. Jest na wojnie. Walczy na wojnie. Nikt nie powiedział, że przestanie.
Zupełnie inaczej na rozmowę zareagował Putin. Komentując jej przebieg i uzgodnienia powiedział, że "generalnie jesteśmy na dobrej drodze". Samą konwersację uznał natomiast za "bardzo pouczającą i pomocną".
Brytyjski dziennik "Financial Times", komentując ustalenia z rozmowy dwóch prezydentów w oparciu o swoje źródła, napisał: "Przywódcy Ukrainy, Unii Europejskiej, Włoch, Francji, Niemiec i Finlandii, którym Donald Trump zrelacjonował swoją rozmowę z Władimirem Putinem, byli zszokowani opisem tego, co uzgodniono". Konkluzja informatorów gazety jest następująca: nie ulega wątpliwości, że Trump nie jest gotowy do wywarcia większej presji na Putina, by skłonić go do negocjacji w dobrej wierze.
Według dziennika, "w europejskich stolicach przywódcy obawiają się, że Trump zawrze układ z Putinem, w którym zgodzi się na jego maksymalistyczne żądania i sprzeda interesy Ukrainy w pośpiechu, by zakończyć walki".

Sama rozmowa nie przyniosła zresztą żadnego przełomu. Putin zgodził się na podpisanie z Ukrainą memorandum, w którym ustalone zostaną szczegóły przyszłych rozmów pokojowych. Poza tym, przedstawił jedynie po raz kolejny listę rosyjskich warunków - np. wycofanie ukraińskich wojsk ze wschodniej i południowej Ukrainy jako warunek zawieszenia broni - z których większość była i nadal jest nieakceptowalna dla strony ukraińskiej.
"Cały czas zwodzi Trumpa". Jak Kreml ogrywa Biały Dom
- Najnowsza rozmowa Putina z Trumpem potwierdza, że Putin gra na czas. Cały czas zwodzi Trumpa obietnicami rozmów, a jednocześnie mówi o potrzebie wyeliminowania pierwotnych przyczyn konfliktu. Z perspektywy Putina pierwotną przyczyną konfliktu jest de facto niepodległość Ukrainy. A więc coś, z czego dziś Ukraina nie zrezygnuje - zauważa w rozmowie z Interią Michał Kacewicz, redaktor naczelny Bielsat.pl. Podkreśla też: - To są wzajemnie wykluczające się stanowiska, a więc poza pozorowaniem rozmów Putin do niczego więcej nie doprowadzi.
Autor książek o reżimach Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki wrzuca też jednak kamień do ogródka Donalda Trumpa. - Jego wypowiedzi sprawiają wrażenie, że nie rozumie tej podstawowej sprzeczności. I wierzy, że wypracuje kompromis między Rosją i Ukrainą. Nie da się go wypracować, kiedy na stole między obiema stronami leżą całkowicie sprzeczne wartości fundamentalne - zaznacza Kacewicz. I dodaje: - Jeśli Trump uważa, że uda się wynegocjować np. połowę z oczekiwań Putina, to chyba się myli. Putin chce wziąć wszystko. W innym razie będzie walczyć dalej. Osobiście stawiam, że będzie prowadzić wojnę dalej.
Putin gra na czas. Cały czas zwodzi Trumpa obietnicami rozmów, a jednocześnie mówi o potrzebie wyeliminowania pierwotnych przyczyn konfliktu. Z perspektywy Putina pierwotną przyczyną konfliktu jest de facto niepodległość Ukrainy. A więc coś, z czego dziś Ukraina nie zrezygnuje
Chociaż amerykański przywódca znów nie skorzystał z okazji, żeby wywrzeć konkretny nacisk na Kreml, to nie ulega wątpliwości, że w otoczeniu Trumpa w ostatnich tygodniach narasta irytacja i frustracja postawą Putina i jego ludzi. Tylko sekretarz stanu Marco Rubio kilkukrotnie w ostatnim czasie wspominał o możliwości porzucenia przez Stany Zjednoczone roli mediatora w rozmowach pokojowych, jeśli nie będzie szans na osiągnięcie przełomu.
- Część otoczenia Trumpa zaczyna rozumieć, że Rosja ma swoje pryncypialne oczekiwania i nie zejdzie z nich, bo nigdy nie miała takiego zamiaru. Szukała jedynie okazji, by je wymusić na Ukrainie i Zachodzie. I za taką okazję uznała prezydenturę Trumpa - analizuje redaktor naczelny Bielsat.pl.
Rozmówca Interii przekonuje też, że na korzyść Ukrainy w obecnej sytuacji przemawiają dwie rzeczy. Pierwszą jest stałe wykazywanie inicjatywy, jeśli chodzi o doprowadzenie do zawieszenia broni i skonkretyzowania rozmów pokojowych. Drugą - podpisanie ze Stanami Zjednoczonymi tzw. umowy surowcowej, a więc czegoś, na czym niezwykle zależało samemu Trumpowi.
Pozytywem z perspektywy Trumpa jest też zmiana nastawienia europejskich liderów, którzy otwarcie deklarują już chęć wzięcia odpowiedzialności za losy Ukrainy (inna rzecz, że nie chce się na to zgodzić Putin). - Do wsparcia Ukrainy może Trumpa zachęcać również coraz mocniej zacieśniająca się współpraca Rosji z Chinami. Zaczyna rysować się blok euroazjatycki, bynajmniej nie przyjazny wobec Stanów Zjednoczonych - podkreśla Kacewicz.
Stambulska porażka Putina. "Dał się ograć"
Rozmowa telefoniczna z Donaldem Trumpem miała miejsce raptem kilka dni po zakończeniu szczyt pokojowego w Stambule. Szczytu, o którego zwołanie zaapelował sam Władimir Putin, gdy liderzy Unii Europejskiej w porozumieniu z Amerykanami zagrozili Rosji zmasowanymi sankcjami, jeśli ta nie podejmie realnych starań w celu osiągnięcia zawieszenia broni.
- Żądanie zawieszenia broni zostało odebrane na Kremlu jako ultimatum. I było zaskakujące dla Putina, bo poparł je Trump. Putin musiał zareagować szybko i chciał zagrać na czas. Stąd propozycja szczytu w Turcji. I próba podzielenia zachodnich sojuszników - stąd ani słowa o Europie podczas ubiegłotygodniowej konferencji Putina - ocenia działanie Kremla Michał Kacewicz, redaktor naczelny Bielsat.pl.

Początkowym celem szczytu w Stambule było spotkanie Putina z Wołodymyrem Zełenskim, a najpewniej także prezydentem Trumpem. Tyle że Kreml bardzo długo zwodził stronę ukraińską i amerykańską co do udziału Putina w rozmowach, żeby na kilka godzin przed ich rozpoczęciem przyznać, że rosyjski dyktator w Stambule się nie pojawi. To wysadziło całą koncepcję szczytu w powietrze i mocno obniżyło jego rangę. Efekt był taki, że podczas rozmów nawet nie zbliżono się do przełomu, a najważniejszym efektem spotkania w Stambule ma być wymiana jeńców między Rosją i Ukrainą - po tysiącu osób z każdej strony.
Michał Kacewicz uważa, że mimo deklaracji Kremla czy samego Putina, od początku było jasne, że rosyjski dyktator na szczycie w Stambule nie może się pojawić. - Nie dlatego, że się boi. Tylko dlatego, że w ten sposób zaprzeczyłby wszystkim swoim słowom z ostatnich trzech lat. Przekreśliłby kwestionowanie legitymizacji Zełenskiego. Musiałby przyznać, że hasła z którymi zaatakował Ukrainę - te o banderowskim, nielegalnym i uzurpatorskim reżimie - są nieaktualne i były błędem - wylicza ekspert od polityki wschodniej.
Jednocześnie nic nie wskazuje, żeby do spotkania Putina z Zełenskim miało dojść w przewidywalnej przyszłości. Celem Putina wciąż jest bowiem podważanie legalności funkcjonowania ukraińskiej administracji i podejmowanie prób destabilizacji całego państwa ukraińskiego.
Wypowiedzi Trumpa sprawiają wrażenie, że nie rozumie tej podstawowej sprzeczności. I wierzy, że wypracuje kompromis między Rosją i Ukrainą. Nie da się go wypracować, kiedy na stole między obiema stronami leżą całkowicie sprzeczne wartości fundamentalne
Problem dla rosyjskiego przywódcy tkwi w tym, że stambulski gambit okazał się spektakularną klapą. - Zełenski, wiedząc, że Putin z nim się nie spotka, pojechał do Turcji i obnażył mało finezyjną, toporną grę Putina - mówi Kacewicz. I podkreśla: - Putin dał się ograć w Turcji. Przecież to on sam zaproponował to spotkanie.
Putin obawia się mocnego ciosu Zachodu w rosyjską gospodarkę
Jednocześnie Kreml robi dobrą minę do złej gry. Zapewnia o swoich dobrych chęciach, a kolejne spotkania, rozmowy telefoniczne czy szczyty pokojowe ocenia jako obiecujące, zbliżające do celu, produktywne. Wszystko po to, żeby oddalić widmo zmasowanych zachodnich sankcji na rosyjską gospodarkę - takich, których celem nie będzie już tylko utrudnienie Rosji życia, ale zniszczenie rosyjskiej gospodarki.
- Dla Ukrainy i Europy tylko 30 dni zawieszenia ognia i opcja spotkania Zełenski-Putin byłaby przełomem. Putin na to nie pójdzie z powodów, o których już wspomnieliśmy. Kreml będzie stawiać zaporowe warunki, bo pokój na innych warunkach niż takie, w których zyska instrumenty wpływu na Ukrainę, są dla niego nie do zaakceptowania. Nie po to szedł na wojnę - rozwiewa wątpliwości Michał Kacewicz.
Jedyną opcją dla Europy i Stanów Zjednoczonych jest pokaz siły i zadanie Kremlowi bólu. To oznacza ostre sankcje gospodarcze, obliczone na to, żeby faktycznie odciąć Moskwę od wpływów z nielegalnego handlu ropą naftową i gazem ziemnym. - Perspektywa dalszego dociskania, zwłaszcza na rynkach finansowym i naftowym, na pewno nie brzmi dobrze dla rosyjskiej gospodarki - ocenia Kacewicz. - Kłopoty rosyjskiej gospodarki i państwowych finansów nawarstwiają się i niewątpliwie kolejne sankcje w połączeniu z niekorzystnymi zjawiskami na rynkach ropy (spadki cen, ograniczanie popytu, kłopoty ze sprzedażą ropy) byłyby dla Putina dużym problemem - uważa rozmówca Interii.
Jednak nawet taki scenariusz nie złamie Putina od razu. Nie spowoduje też, że z dnia na dzień Rosja zakończy wojnę. Jednak rosyjska gospodarka coraz mocniej krwawi, a wysiłki banku centralnego, mające na celu powstrzymanie kryzysu gospodarczego, powoli zaczynają być niewystarczające. Mocne uderzenie ze strony Zachodu popchnęłoby Kreml jeszcze mocniej w stronę strategicznie szkodliwych dla Rosji i tamtejszej gospodarki działań. Takich jak rozpędzanie inflacji, podnoszenie podatków czy mocniejsze zapożyczanie się w Chinach. To natomiast ograniczyłoby Putinowi pole manewru, mocno nadszarpnęło rosyjski potencjał wojenny, a z czasem zwiększało szanse na zmuszenie go do faktycznych, a nie udawanych, rozmów pokojowych.
Zobacz również:
- Trump rozmawiał telefonicznie z Putinem. Prezydent Rosji ujawnia szczegóły
- Trump szykuje się do rozmowy z Putinem. Nowe szczegóły z Europy
- "Jeśli nie dojdzie do porozumienia". Trump zagroził Rosji
- Putin zakpił z Trumpa i Europy. Swojej decyzji może szybko pożałować
- Rozmowy pokojowe. Sikorski o "dużej' roli Europy