Gigantyczny kryzys. Polskie vany ruszą na pomoc mieszkańcom Donbasu
Nasila się kryzys humanitarny u naszego wschodniego sąsiada. Liczba Ukraińców potrzebujących pomocy na przestrzeni roku wzrosła z 3 do 18 mln. Z powodu rosyjskich ostrzałów wiele dzieci spędziło pod ziemią całe miesiące. Koszmar wojny pogłębia kryzys psychiczny. - Aktualnie 22 proc. Ukraińców cierpi na różnego rodzaju zaburzenia - mówi Interii Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej. Poza bombami życiu zagraża brak leków, bo wiele szpitali zostało zniszczonych lub rozgrabionych. Dlatego wiosną po ukraińskiej części Donbasu rozjadą się specjalne vany z Polski.
Telefon był rozgrzany do czerwoności. Skrzynka odbiorcza przepełniona. Drzwi się nie zamykały. - Skala potrzeb jak i liczba osób i instytucji, które deklarowały chęć pomocy, była zjawiskiem, którego nie znaliśmy. To był dowód ogromnej solidarności, jaką pokazali Polacy - tak pierwsze tygodnie wojny wspomina Małgorzata Olasińska-Chart, dyrektorka programu pomocy humanitarnej Polskiej Misji Medycznej. Choć pomaganiem zajmuje się od 18 lat, nigdy wcześniej nie spotkała się z tak gigantycznym kryzysem humanitarnym.
- Jego skala zaskoczyła cały świat. Poziom globalnego oddziaływania tego konfliktu jest nieporównywalny z żadnym innym konfliktem w najnowszej historii - mówi Interii.
Brak leków niebezpieczny jak rosyjskie pociski
Przed 24 lutego 2022, czyli wybuchem wojny na pełną skalę, pomocy humanitarnej potrzebowało 3 mln Ukraińców. Teraz ta liczba wzrosła do 18 mln.
- Potrzebna jest przede wszystkim pomoc medyczna. W Ukrainie nie ma aktualnie hurtowni, które dysponowałyby odpowiednią ilością leków, przede wszystkim antybiotyków, środków przeciwzapalnych, opatrunków. W regionach na wschodzie pustoszonych przez Rosjan nie ma też sprzętu medycznego. Budynki szpitali są całkowicie rozgrabione. Zapewnienie pomocy medycznej w takich warunkach jest więc niezwykle trudne. Do tego dochodzą przerwy w dostawach prądu. Co prawda szpitale mają generatory, ale nie zawsze jest do nich paliwo. Trudności mnożą się z dnia na dzień - opowiada.
WHO szacuje, że w regionach bliższych linii frontu, na wschodzie i południu kraju, nawet 50 proc. placówek medycznych funkcjonuje w ograniczonym zakresie lub nie funkcjonuje wcale. Na przestrzeni minionego roku odnotowano ponad 800 ataków na szpitale i ambulatoria. Co czwarty mieszkaniec Ukrainy zgłasza problemy z dostępem do leków i opieki medycznej. Pomocy najbardziej potrzebują ludzie starsi, przewlekle chorzy i niepełnosprawni.
- Osoby obarczone takimi chorobami jak cukrzyca, nadciśnienie, choroby hormonalne muszą przyjmować leki codziennie, tymczasem nie mają dostępu ani do lekarza, ani do lekarstw - wylicza Olasińska-Chart.
W tym przypadku brak leków jest równie niebezpieczny co rosyjskie bomby. Jedno i drugie niesie śmierć.
Specjalne vany rozjadą się po Donbasie
Sytuacja może nieco poprawić się wiosną. - Pracujemy nad dużym programem dla Ukrainy. W kwietniu w Donbasie, po ukraińskiej stronie, otworzymy pięć mobilnych klinik medycznych. To będą vany, którymi podróżować ma sześć osób personelu medycznego. Każdy z pojazdów będzie dojeżdżał do 10 miejscowości w swoim okręgu w ciągu dwóch tygodni, więc w każdy dzień tygodnia będzie gdzieś indziej - tłumaczy przedstawicielka Polskiej Misji Medycznej.
Taka pomoc ma zagwarantować dostęp do lekarzy i leków co dwa tygodnie. Jak usłyszała Interia, ponad 300 specjalistów z Ukrainy zdeklarowało gotowość pracy w tych mobilnych klinikach.
W vanie zawsze obecny będzie lekarz pierwszego kontaktu i pielęgniarki, zmieniać będą się specjaliści: kardiolodzy, ginekolodzy, pediatrzy, dermatolodzy itd.
- Ludzie nie tylko zostaną zbadani, ale dodatkowo otrzymają za darmo leki - podkreśla Małgorzata Olasińska-Chart. - Dla nas ważne jest dotarcie do najsłabszych grup społecznych - kobiet w ciąży, dzieci, osób starszych i niepełnosprawnych. Zabezpieczenia ludzi przewlekle chorych też jest niezwykle istotne. Oni wymagają codziennej dawki leków, dlatego to kosztowna pomoc - dodaje.
Koszt pracy pięciu klinik mobilnych to ok. 4 mln zł rocznie.
"Nie ma osób, które wychodzą z tego koszmaru bez uszczerbku na psychice"
Leki można dostarczyć, zniszczone szpitale odbudować, największym wyzwaniem są potworne rany często niewidoczne dla oka. - Choroby psychiczne i syndrom stresu pourazowego dotyczy wszystkich - zarówno czynnych jak i biernych uczestników konfliktów zbrojnych. Nie ma osób, które wychodzą z tego koszmaru bez uszczerbku na psychice - mówi koordynatorka programów pomocowych PMM w Ukrainie.
Już przed wojną Ukraina była krajem mierzącym się z kryzysem psychicznym tysięcy obywateli. W 2017 roku WHO szacowała, że depresja dotyka 2,8 mln mieszkańców Ukrainy. Dwa lata później okazało się, że Ukraina ma najwyższy w Europie wskaźnik samobójstw - 22 na 100 tys. osób.
- Wojna niestety zwielokrotniła te dane. Według czasopisma "Lancet" aktualnie 22 proc. Ukraińców cierpi na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne spowodowane konfliktem zbrojnym - opowiada Olasińska-Chart.
Ponad miesiąc pod ziemią. Tak żyje część ukraińskich dzieci
Spadające pociski niszczą domy, zabijają bliskich. Brakuje prądu, ciepła, jedzenia, a czasami nawet wody. Poczucie bezpieczeństwa przestaje istnieć. Jest życie w przewlekłym stresie, są napady lęku, paniki, depresja, próby samobójcze.
Cierpią dorośli i cierpią dzieci. Na podstawie liczby alarmów bombowych organizacja Save the Children oszacowała, że przeciętne ukraińskie dziecko mogło spędzić w ciągu ostatniego roku ponad 900 godzin, czyli około 38 dni w schronie lub pod ziemią. Takie życie odciśnie dramatyczne piętno.
- Szacuje się, że na skutek wojny blisko 2,5 mln ukraińskich dzieci w przyszłości będzie zmagać się z problemami psychicznymi - przekazuje Olasińska-Chart.
Jolanta Kamińska (jolanta.kaminska@firma.interia.pl)