Czym jest TACO? Kongresmeni zirytowani Trumpem, Putin blisko swojego celu
Wołodymyr Zełenski do Waszyngtonu miał przylecieć po rakiety dalekiego zasięgu Tomahawk oraz deklarację nałożenia przez Stany Zjednoczone ostrych sankcji ekonomicznych na Rosję. Na ostatniej prostej sprawy przyjęły jednak nieoczekiwany obrót. Wszystko z powodu niemal trzygodzinnej rozmowy telefonicznej Władimira Putina z Donaldem Trumpem.

W ostatnich tygodniach wydawało się, że Donald Trump już ostatecznie przeszedł na ukraińską stronę mocy, a wywarcie dodatkowej militarnej i gospodarczej presji na Rosję jest wyłącznie kwestią czasu. Irytacja Trumpa ciągłą grą na zwłokę i wymówkami Kremla była coraz bardziej widoczna w jego publicznych wypowiedziach na temat Rosji. Do tego stopnia, że amerykański przywódca otwarcie rozważał przekazanie Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu Tomahawk.
Zaplanowana na 17 października wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu miała być uroczystym przypieczętowaniem umocnienia sojuszu amerykańsko-ukraińskiego i ogłoszenia nowych form wsparcia Kijowa w wojnie z Kremlem. Miała być, bo wiele wskazuje na to, że jednak nie będzie. Wszystko przez długą, trwającą ponad dwie godziny rozmowę telefoniczną Trumpa z Władimirem Putinem.
Wojna w Ukrainie. Putin interweniuje w ostatniej chwili
Do rozmowy doszło 16 października, czyli dzień przed przylotem Wołodymyra Zełenskiego do Białego Domu. Jak podały źródła na Kremlu, z inicjatywą rozmowy obu przywódców wyszedł Kreml. Podczas rozmowy telefonicznej Donald Trump i Władimir Putin rozmawiali głównie o wojnie w Ukrainie i negocjacjach pokojowych.
"Właśnie zakończyłem rozmowę telefoniczną z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i była ona bardzo owocna. Prezydent Putin pogratulował mi oraz Stanom Zjednoczonym wielkiego osiągnięcia, jakim jest pokój na Bliskim Wschodzie - czego, jak powiedział, ludzkość pragnęła od wieków" - zrelacjonował po rozmowie Trump na platformie Trust Social. "Uważam, że sukces na Bliskim Wschodzie pomoże nam w negocjacjach dotyczących zakończenia wojny z Rosją/Ukrainą" - podkreślił.
Głos po rozmowie zabrał też Kreml. Jurij Uszakow, doradca rosyjskiego prezydenta, zapowiedział, że obaj przywódcy w ciągu dwóch tygodni spotkają się w cztery oczy w Budapeszcie. "Planowane spotkanie amerykańskiego i rosyjskiego prezydenta to wspaniała wiadomość dla miłujących pokój ludzi na całym świecie. Jesteśmy gotowi!" - potwierdził na Twitterze/X premier Węgier Viktor Orban.
Zanim dojdzie do szczytu w Budapeszcie, grunt pod rozmowy na najwyższym szczeblu mają położyć szefowie dyplomacji Stanów Zjednoczonych i Rosji - Marco Rubio i Siergiej Ławrow. Miejsce spotkania tej dwójki nie zostało jednak jeszcze uzgodnione.

Z relacji Uszakowa wynika również, że Putin odniósł się do szeroko komentowanej możliwości przekazania Ukrainie przez Stany Zjednoczonej rakiet Tomahawk. W ocenie rosyjskiego dyktatora - jak mówił Uszakow - nie zmieniłoby to sytuacji na froncie, natomiast zaszkodziło relacjom Ameryki z Rosją oraz dalszym negocjacjom pokojowym.
Zełenski odgryza się Kremlowi
Ustalenia między Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem niemile zaskoczyły Wołodymyra Zełenskiego. Gdy wchodził na pokład samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych, przywódcy Stanów Zjednoczonych i Rosji byli jeszcze przed rozmową. Gdy lądował po drugiej stronie Atlantyku, musiał odnaleźć się już w zupełnie innej rzeczywistości.
"Już teraz widzimy, że Moskwa spieszy się ze wznowieniem dialogu dopiero po tym, jak usłyszała o Tomahawkach" - napisał na swoim profilu na Telegramie Zełenski w odpowiedzi na briefing prasowy wspomnianego wcześniej Jurija Uszakowa. Ukraiński prezydent podkreślił też, że "język siły i sprawiedliwości" przyniesie efekty w relacjach Zachodu z Rosją.
Zełenski nawiązał też do zawarcia pokoju na Bliskim Wschodzie, w czym pierwszoplanową rolę odegrała administracja Trumpa i jej naciski zarówno na Hamas, jak i Izrael. "Oczekujemy, że impuls do ograniczenia terroru i wojny, który zadziałał na Bliskim Wschodzie, pomoże zakończyć rosyjską wojnę przeciwko Ukrainie. Putin z pewnością nie jest odważniejszy od Hamasu, czy jakiegokolwiek innego terrorysty" - ocenił ukraiński przywódca.
Przed spotkaniem z Trumpem w Białym Domu Zełenski rozmawiał z przedstawicielami największych amerykańskich koncernów zbrojeniowych - Raytheon (producent systemów Patriot i rakiet Tomahawk) oraz Lockheed Martin.

"Omówiliśmy możliwości produkcyjne firmy Raytheon, możliwe kierunki naszej współpracy w celu wzmocnienia obrony przeciwlotniczej i zwiększenia zdolności dalekiego zasięgu Ukrainy oraz perspektywy produkcji ukraińsko-amerykańskiej" - zrelacjonował na Telegramie Zełenski. Jak dodał, "istnieją rozwiązania, które mogą wzmocnić ochronę życia w Ukrainie. Pracujemy na wszystkich szczeblach, aby zapewnić ich realizację".
Misja w Białym Domu. Trzy cele Zełenskiego
Wcześniej Wołodymyr Zełenski chce jednak zadbać o realizację swojego planu politycznego podczas wizyty w Białym Domu. Nie jest tajemnicą, że delegacja ukraińska przyleciała do Waszyngtonu ze sporymi oczekiwaniami i nadziejami. Kluczowe podczas rozmowy z Donaldem Trumpem będą dla Zełenskiego zwłaszcza trzy kwestie.
Po pierwsze, strategicznym celem Kijowa jest uzyskanie zgody amerykańskiego prezydenta na zakup pocisków manewrujących Tomahawk. Byłaby to istotna zmiana nawet nie tyle układu sił na froncie, co amerykańskiego zaangażowania po stronie Ukrainy. Od strony czysto taktycznej, pozwoliłoby to siłom ukraińskim dużo skuteczniej i częściej razić strategiczne cele w głębi Rosji (w ostatnich tygodniach armia ukraińska notowała spore sukcesy w atakach na rosyjskie rafinerie i magazyny ropy naftowej).
- Powiedziałem Putinowi: "Czy miałby pan coś przeciwko, gdybym dał pańskim przeciwnikom kilka tysięcy pocisków Tomahawk?". Pomysł mu się nie spodobał - w typowym dla siebie stylu relacjonował w rozmowie z dziennikarzami Trump. Zaznaczył jednak, że decyzja o przekazaniu czy sprzedaży Tomahawków Ukrainie jeszcze nie zapadła, a Stany Zjednoczone potrzebują ich i nie mogą nadwyrężać swoich zapasów.
Po drugie, Zełenski będzie próbował przekonać Trumpa do wywiązania się z obietnicy nałożenia ostrych sankcji gospodarczych na Rosję. Mowa zwłaszcza o tzw. sankcjach wtórnych, które wymierzone byłyby w kraje kupujące bądź handlujące rosyjskimi surowcami energetycznymi i umożliwiające tym samym Kremlowi obchodzenie zachodnich restrykcji.
Co ważne, na Trumpa w temacie sankcji na Rosję naciska również jego zaplecze polityczne. W Kongresie od pół roku czeka ponadpartyjny projekt restrykcji gospodarczych, które miałyby mocno ograniczyć wpływy do rosyjskiego budżetu. Rzecz w tym, że kongresmeni czekali na zielone światło z Białego Domu. Po rozmowie Trumpa z Putinem po obu stronach barykady zapanowała spora frustracja. - Wygląda na to, że TACO znów jest w menu - ironicznie skomentował dialog przywódców jeden z polityków demokratów, przytaczając sarkastyczny akronim od słów "Trump Always Chickens Out" (pol. "Trump zawsze tchórzy").
Po trzecie, Zełenski będzie starał się w Białym Domu doprecyzować kwestie amerykańskiego zaangażowania w gwarancje bezpieczeństwa po ewentualnym zawarciu pokoju przez Ukrainę i Rosję. Dotychczas amerykański przywódca zostawiał tę kwestię do załatwienia europejskim członkom NATO. Sam ograniczył się do deklaracji o możliwej pomocy lotniczej i wywiadowczej już po zakończeniu konfliktu, ale żadne twarde deklaracje w tej sprawie nie padły. Być może tym razem ukraińskiemu przywódcy uda się je od Trumpa wyciągnąć.














