Konrad Piasecki: Panie profesorze, czy w zetknięciu i zderzeniu z taką bezmyślną agresją młodych ludzi społeczeństwo jest bezradne? Andrzej Zoll: Mamy bardzo trudną sytuację. I to, co stało się w Gdańsku jest olbrzymią tragedią, ale trzeba pamiętać o tym, że środki, które podejmujemy nie mogą być gorsze niż sama choroba. To, co proponuje Roman Giertych - pańskim zdaniem to jest taki środek? To jest taki środek. To znaczy trzeba sobie zdawać sprawę, że mamy do czynienia z ludźmi młodymi, z ludźmi, którzy są jeszcze plastyczni. Trzeba ich ratować, doprowadzić do tego, żeby szanowali wartości ważne dla społeczeństwa, takie jak życie, szacunek dla drugiej osoby. To musimy zrobić. Ale może taką nauką i takim ratunkiem będzie ich skoszarowanie, zamknięcie w zakładach, poddanie rygorowi wojskowemu i nauczenie tego, jak powinni postępować w normalnym społeczeństwie. Boję się, że to będzie najgorsza droga jaka może być, bo będziemy mieli tak jak mamy już niestety: matury giertychowskie, które będą pieczątką na całe życie tych ludzi, tak możemy mieć ludzi, którzy wyszli z zakładów giertychowskich i którzy będą naznaczeni, stygmatyzowani przez całe swoje życie. I bardzo im będzie trudno wrócić do społeczeństwa. No ale jakie w takim razie jest inne wyjście? Myślę, że zrobiono jedna rzecz bardzo złą. To nie jest tak, że cała populacja młodych ludzi musi skończyć, zdać maturę. Są osoby, których mniej to interesuje. Oni się źle czują w szkole, ich bardziej będzie interesował samochód, który będą może naprawiać. Dlaczego zlikwidowano szkoły zawodowe? Dzisiaj mamy takie problemy takie problemy z fachowcami. Oczekują firmy na młodych, dobrze wykształconych rzemieślników. Czyli uważa pan, że należałoby cofnąć reformę oświaty i po szkole podstawowej szkołę zawodową wprowadzić? Oczywiście. Szkoły zawodowe, w których ci młodzi ludzie muszą mieć zajęcia, które ich zainteresują, w których będą się wyzywać? Tylko obawiam się, że to agresji jednak nie powstrzyma. Wie pan, może nie. Ale tu muszą być wielorakie oddziaływania. Natomiast boję się jednej rzeczy: że jak my skoszarujemy takich to może będziemy mieli rzeczywiście spokój w szkołach, tych "dla dobrych obywateli". Tylko my podzielimy społeczeństwo. I ten podział będzie tak głęboki, że już nigdy nie będziemy tego w stanie odrobić. A pańskim zdaniem ten pomysł prawnie da się obronić? To by musiało być orzeczenie sądu. To tak nie może być, że urzędnik będzie decydował, że ktoś pójdzie do jakiegoś zakładu wychowawczego. To musi być decyzja tego organu, który swoimi decyzjami ma prawo wejść w prawa obywatelskie. Dziękuję bardzo. Proszę bardzo.