Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Złote życie bandytów

Miasteczko Eyl - nowa Tortuga, piracki port. To tutaj kotwiczy większość statków porwanych przez somalijskich piratów. Tu piraci mogą czuć się bezpiecznie. Są powszechnie znani i podziwiani, i - co najważniejsze - rzucają forsą na lewo i prawo.

/AFP

Piraci są na tyle ważni dla regionu, że - jak się szepcze - lokalne władze nie tylko przymykają oczy na piracki proceder, ale nawet robią z piratami intrantne interesy.

Cóż - bycie piratem jest w Somalii - a raczej tym, co z niej pozostało - jest modne. To ta sama moda, która każe czarnoskórym nastolatkom z biednych, brooklyńskich okolic pozować na "gangstaz", czy choćby polskim nastolatkom w latach dziewięćdziesiątych stylizować się na "mafiozów", czerpiąc o nich wiedzę najczęściej z filmów typu "Psy 2".

/INTERIA.PL

Piractwo imponuje - tu są pieniądze. Od piratów biorą pożyczki lokalni biznesmeni, bo piraci to lokalne oczko w głowie, to podstawa lokalnej gospodarki, która przecież jeszcze kilkanaście lat temu polegała na rybołóstwie. Zresztą - to nie kto inny, jak byli rybacy właśnie najczęściej zasilają szeregi piratów. Zasilają, bo piraci wiodą - jak wszyscy wiedzą - złote życia.

Nowa piracka legenda

/AFP

Mają pieniądze, furę pieniędzy - przecież milionowe okupy za zwalniane statki, ich ładunki i zakładników stanowią w tym arcybiednym kraju coś więcej, niż fortunę. - Żenią się z najpiękniejszymi kobietami, budują wielkie domy, mają nowe samochody, nowe pistolety - mówił dziennikarce BBC, Robyn Hunter, mieszkaniec Puntlandu, de facto niepodległego państwa, w którym leży Eyl - Abdi Farah Juha. - Piractwo stało się nie tylko społecznie akceptowalne, ale wręcz modne. Piraci to lokalni królowie życia - piją drogie alkohole, palą haszysz, podbijają serca - co w tym muzułmanskim przecież kraju ma jeszcze słodszy, niż gdzie indziej smak - smak zakazanego owocu.

/AFP

Tak, wokół piratów w tzw. Rogu Afryki buduje się romantyczna legenda, dokładnie taka sama, jaka wytworzyła się wokół słynnych korsarzy ze "złotych czasów piractwa" w XVIII wieku, i która - jak wiemy - trwa do dzisiaj. Wystarczy choćby sprawdzić, jakie dochody przyniosły wszystkie częsci "Piratów z Karaibów".

"Ochotnicza piechota morska"

Piraci sami próbują ulepić sobie jakieś moralne uzasadnienie uprawianego przez siebie procederu, bo samo stwierdzenie, że robią to z głodu - przestaje już wystarczać. Mówią więc, że "zapewniają dobrobyt swojemu krajowi", czy, że "chronią łowiska przed rybakami z innych krajów". Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy biedna, ciężko doświadczona Somalia dogorywała w agonii, okoliczne kraje korzystały z jej niemocy i w najlepsze korzystały z somalijskich łowisk. Dlatego właśnie piraci nazywają się czasem "ochotniczą piechotą morską".

Pirackie złoto

Gdy tylko w Eyl pojawia się plotka, że piraci prowadzą do portu kolejny statek, nabrzeże zapełnia się ludźmi. Jak czytamy w reportażu Mary Harper z BBC, na plażę wjeżdżają samochody terenowe. Wysiadają z nich dżentelmeni z laptopami. Jeden jest negocjatorem, który chce zaoferować porywaczom swoje usługi, inny - księgowym piratów.

Wielu - niewykupionych jeszcze - zakładników przetrzymywanych jest właśnie w Eyl. Traktowani są tam nie najgorzej, zakładnicy to przecież pieniądze, i to kolosalne. Porywacze - jak głosi plotka - karmią ich jedzeniem ze świeżo założonych w puntlandzkich miejscowościach restauracji oferujących dania kuchni europejskiej. Jeszcze jakiś czas temu byłoby to nie do pomyślenia - europejska restauracja w tych nędznych, glinianych wioseczkach na końcu świata? Obecnie w kasach lokalnych interesów leżą pliki amerykańskich dolarów, a w kieszeniach puntlandzkich biznesmentów wibrują najnowsze modele telefonów komórkowych.

Umów się z piratem

/INTERIA.PL
/AFP

Puntlandzie właśnie piraci. Reporter "New York Timesa" opisywał pirackie wesele w mieście Garoowe, lokalnej stolicy. Trwało dwa dni, koziego mięsa było pod dostatkiem, a kapela, którą ściągnięto aż z Dżibuti, grała do utraty tchu. W kraju, w którym zdecydowana większość ludności po prostu głoduje, to naprawdę robi wrażenie. Dwudziestojednoletnia Fatuma poznała na weselu pirata. Umawia się z nim teraz i jest szczęśliwa. Czy można wymarzyć sobie lepszą partię, niż pirat?

Jak twierdzi Jonathan Clayton z "Timesa", fakt, że porwany saudyjski "Sirius Star" (którego kapitanem jest Polak) kotwiczy bardziej na południe, w rejonie Haradere, może wynikać z tego, że również klany z innych okolic Somalii chcą zarobić na bogatych piratach: trzeba przecież żywić ich i zakładników. Ktoś musi pośredniczyć w negocjacjach. I komuś za to zapłacą, a piraci - jak wszyscy wiedzą - mają pieniądze.

Kilku facetów i łódka

I coraz więcej puntlandzkich młodych - którzy przecież - przyznajmy - nie mają przed sobą specjalnych perspektyw, zasila szeregi piratów.

- Wszystko, czego potrzeba, to kilku facetów i łódka. A już na następny dzień ci faceci mogą stać się milionerami - mówi "New York Timesowi" Abdullahi Omar Quawden, kapitan somalijskiej floty. Floty - dodajmy - która już nie istnieje.

Somalia? Jaka Somalia?

/AFP

Bo myślicie, że Eyl czy Garowe to Somalia? Nie. Eyl i Garowe to Puntland. A Somalia? Czy istnieje jeszcze coś takiego, jak Somalia?

Bo - przede wszystkim - musimy zdawać sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w Somalii. A - szczerze mówiąc - nie wygląda za dobrze. Właściwie to wcale nie wygląda.

W Somalii - jak mówił w jednym z wywiadów Ryszard Kapuściński - nie ma dosłownie nic. Piasek i twarda, spalona słońcem ziemia. To Sahel.

Mimo to, biedna i prawie zupełnie pusta Somalia przechodziła wszystko, co tylko kraj może przejść:

- Kolonizację,

- Eksplozję niepodleglości

- Zamach stanu

- Przygodę z komunizmem i flirt z ZSRR

- Mocarstwowe marzenia i najazd na Etiopię, co - cóż - zakończyło sojusz z ZSRR wspierającym Etiopczyków.

- Trwającą do dziś wojnę domową, w efekcie której tzw. tymczasowy rząd centralny kontroluje jedynie środkową część kraju, a na pozostałym terytorium Sonalii istnieje szereg de-facto niezależnych państw o nazwach rodem z literatury fanstasy, o których nikt na dobrą sprawę nic nie wie, a to na przykład: Maakhir, Galmudug, Puntland, Jubaland czy niejasny twór pod kontrolą Unii Trybunałów Islamskich.

- I niewyobrażalną biedę, która była zawsze.

Tak - sytuacja jest daleka od jasnej i stabilnej. Na takim właśnie gruncie wyrosło piractwo. Bo bieda jest wszędzie taka sama: w Maakhirze, Galmdungu, Puntlandzie czy na terytoriach kontrolowanych przez Trybunały Islamskie.

Kim są piraci?

/AFP

Większość piratów - jak twierdzi specjalista BBC od kwestii somalijskich Mohamed Mohamed - to mężczyźni w wieku 20 - 35 lat. Pochodzą głównie z Puntlandu. Są to najczęściej byli rybacy, którzy doskonale znają morze. Piratami stają się też byli żołnierze, partyzanci bądź - po prostu - wojownicy lokalnych klanowych watażków, oraz eksperci od sprzętu elektronicznego, którzy obsługują GPSy, telefony satelitarne i elektroniczny sprzęt wojskowy, i często koordynują akcje. Te trzy grupy - czytamy w materiale BBC - dzielą pomiędzy siebie profity.

Do tragedii może dojść - i dochodzi - podczas prób opanowania statków przez piratów. Choćby 19 sierpnia tego roku, podczas ataku na malezyjską jednostkę, zginął jeden z członków załogi, Filipińczyk. W ogólnym rozrachunku jednak najczęściej giną piraci.

Plaga

/AFP
/AFP

Polaka, a na jego pokładzie znajduje się jeszcze jeden nasz rodak. Jest to największy statek uprowadzony kiedykolwiek w historii. Dlatego piraci żądają za niego aż 25 milionów dolarów okupu. Ładunek statku warty jest - dodajmy - około 100 milionów dolarów, a sam statek - 150 milionów. Plus - oczywiście - bezcenne życie ludzkie.

Piraci umierają

/AFP

Z piratami walczy międzynarodowa "Combined Task Force 150", która składa się z 14-15 okrętów wojennych, a także floty wielu krajów NATO oraz Rosji, Indii, Malezji i Szwecji. Hinduski okręt wojenny zniszczył ostatnio statek-matkę jednej z grup piratów. Części bandytów udało się zbiec na motorówkach, wielu jednak poszło na dno.

Piractwo nie jest zajęciem bezpiecznym - można, z pewną dozą cynizmu - powiedzieć. Przekonali się o tym na przykład ci piraci, którym zachciało się porywać irański statek przewożący niezidentyfikowane chemikalia. Jego załoga nadal pozostaje przetrzymywana dla okupu - bardzo możliwe, że właśnie w Eyl. Tyle tylko, że piraci, którzy mieli kontakt z ładunkiem, zaczęli niespodziewanie cierpieć na poważne schorzenia, a nawet umierać. Wiąże się to - cóż - z możliwie radioaktywnym materiałem irańskiego statku. Tym razem piraci połknęli zdecydowanie zatruty owoc.

/INTERIA.PL

Co ciekawe - jak twierdzi Ahmed Mohamed Ali, reporter BBC w Puntlandzie - piraci rzadko kiedy walczą ze sobą. Okupy, które otrzymują, są naprawdę gigantyczne. Dlatego wizja takiego okupu trzyma ich razem.

- Nigdy nie zdarza się, aby morze wyrzuciło na brzeg jakieś zwłoki - czytamy w reportażu BBC.

Ten brak kłótni pomiędzy piratami - zauważa Ali - to coś, paradoksalnie, pozytywnego w kraju, który od dwóch dekad wstrząsa wojna domowa.

Ziemowit Szczerek

Amatorski film z Eyl

INTERIA.PL

Zobacz także