Konrad Piasecki: Jan Rokita mówi o panu: znak nadziei. Na co? Bogdan Zdrojewski: Zwykłej nadziei, na normalną pracę, na dobry klimat, na dobrą atmosferę, na to, aby różnice, które są w opiniach, w osobowościach działały na korzyść PO, na korzyść naszych wyborców. A dobrej atmosfery, klimatu dziś w klubie PO nie ma? Klimat jest i muszę powiedzieć, że jest pewna taka energetyczność, na którą bardzo liczę. Natomiast zawsze pojawienie się trochę innego rozwiązania czy nowego składu personalnego w takich zespołach jak prezydium klubu budzi nadzieje i tak należy to traktować. Tylko że obaj doskonale wiemy, że dla Jana Rokity to znak nadziei na koniec wszechwładzy Donalda Tuska, a zwłaszcza jego otoczenia. Trzeba pamiętać, że łączenie funkcji przewodniczącego partii klubu przez Donalda Tuska było dla niego dość dużym dyskomfortem i uciążliwością. I myślę, że będzie raczej tak, że ten podział pracy w tej chwili na dwa zespoły pracujące na pewno zgodnie będzie przynosił pozytywne efekty. Tusk poniósł w nocy klęskę. Tu się zgodzimy? Nie. Zwyciężył i to podwójnie. Nie zwyciężył. Jeśli namaszczał jakiegoś kandydata i on przegrał, to dla szefa partii jest to klęska. Trzeba było być na sali i zwrócić uwagę na sposób namaszczenia - jak to pan użył. Donald Tusk stworzył tylko pewną preferencję, z czego bardzo się cieszę, bo wydawało mi się, że kandydat będzie taki jednowymiarowy. Samo głosowanie odbywało się z takim komentarzem samego przewodniczącego, że skreślamy tylko tego, którego mniej chcemy, a nie tego, którego nie chcemy. Wydaje mi się, że Donald Tusk wygrał podwójnie. Po pierwsze, zakończył się ważny etap kształtowania władz PO, z dobrym efektem, z dobrym klimatem w klubie. Pod drugie, zwyciężył także dlatego, że jednak pod tym względem PO jest wyjątkową formacją polityczną, gdzie zasady demokracji są tak ważne, jak w żadnej innej. A ja mam poczucie, że pan robi dobrą minę do takiej sobie gry. Pan wygrał, ale jak się porozmawia z posłami PO, to oni opisują, że w PO pojawił się trochę taki symptom, jak w "Cesarzu" Kapuścińskiego - jest cesarz, oddzielony od świata, dokoła dwór, ten dwór dzieli i rządzi, a cesarz ma albo coraz mniej do powiedzenia, albo coraz mniej może porozmawiać z takimi ludźmi, którzy są zwykli posłami. Ważne, by cesarz był lubiany. A Donald Tusk jest lubiany. A jego otoczenie? Trzeba pamiętać, że jest to otoczenie też bardzo zróżnicowane i to, o czym chcę powiedzieć i jak interpretuję wybór klubu, chodzi o to, by to otoczenie było jeszcze szersze. I jeszcze lepsze. W tym otoczeniu, wedle moich rozmówców, najczarniejszą postacią jest Grzegorz Schetyna, pański przyjaciel z Wrocławia. W PO nie ma czarnych postaci. Czyli Grzegorz Schetyna postacią czarną nie jest, a pan mówi, że omija go szerokim łukiem i stara się mu nie wchodzić w drogę. Nie, tak nie mówię, ale tam, gdzie są konflikty, zdecydowanie staram się ich unikać albo je rozwiązywać. Jak nie mam ani jednej, ani drugiej możliwości, wtedy omijam szerokim łukiem. Najczęściej konflikty, a nie osoby. A pan z Grzegorzem Schetyną ma konflikt? Nie, nie mam. No to dlaczego pan mówi, że musi unikać konfliktów, obchodząc go szerokim łukiem? Mówię bardzo normalnie. Jestem osobą, która jest niezwykle koncyliacyjna i staram się doprowadzać do sytuacji takiej, aby tam, gdzie jest konflikt - rozwiązywać go. A tam, gdzie konfliktu nie ma - nie ma w ogóle problemu. Tam, gdzie nie ma możliwości rozwiązania pewnych napięć czy pewnych konfliktów - ich na szczęście nie ma za wiele, są raczej różnice zdań - podkreślam: nie mogę, to wtedy omijam. Trochę tak pana słucham, to jakbym słuchał Pytii. To zapytam wprost: Grzegorz Schetyna jest dobrym sekretarzem Platformy Obywatelskiej? Jakby był złym, to byłby wniosek o jego odwołanie i byłby to wniosek skuteczny. A pan nie miałby ochoty takiego wniosku złożyć? Nie. Czyli to nie jest czarna postać. Jest to postać krystaliczna, czysta i nie ma z Grzegorzem Schetyną żadnego problemu wewnątrz partii? Jeszcze raz podkreślam: w Platformie Obywatelskiej nie ma czarnych charakterów. A bardzo było wczoraj krwawo na posiedzeniu klubu? Nie. Jan Rokita dostał solidną burę? Nie. Według mojej oceny wręcz odwrotnie. Oczywiście jeżeli są pewne rzeczy, które mają charakter trochę rozrachunkowy, to pojawiają się od czasu do czasu emocje, pojawiają się od czasu do czasu ostrzejsze opinie. Ale nie są to opinie czy emocje, które są niekonstruktywne. A pan wie, że wczoraj w cieniu tych wyborów Rokitę wyprowadzano z jego pokoju? Wynoszono pudła, porządkowano papiery - panu się to podoba? Nie wiedziałem o tym, ale trzeba pamiętać, że nie należy interpretować sytuacji nadmiernie. Otóż jeżeli rzeczywiście Jan Maria Rokita podjął decyzję niekandydowania, nieubiegania się o szefostwo klubu Platformy, to oczywiście opuszcza to pomieszczenie, w którym funkcjonował. Ale on nie był do tej pory szefem klubu, a pomieszczenie miał. Ale trzeba pamiętać, że był żelaznym kandydatem na to stanowisko od kilku miesięcy. To samo dotyczy też innych osób, w tym także pana posła Grzegorza Schetyny. Po prostu te kilka pokoi, które były do tej pory zajmowane przez osoby pełniące funkcje i we władzach partii, i we władzach klubu, będą zwolnione dla nowego prezydium. Nie ma w tym absolutnie nic nadzwyczajnego. Czyli Schetynę pan też wyrzuci. Absolutnie nie wyrzucam nikogo. Jeszcze raz podkreślam: nie dam się sprowokować. A pan ma jakiś pomysł na Rokitę - prostego posła z Krakowa, jak sam o sobie mówi? Poseł Rokita nigdy nie będzie prostym posłem, pomimo tego, że tak mówi. Chciałbym doprowadzić do jednej sytuacji, mam nadzieję, ze to się uda - aby rzeczywiście te różnice osobowości, poglądów, postaw, pomysłów, różnice zawodowe Platformie służyły, a nie dzieliły. I spróbuję udowodnić, że jest to możliwe. A jest miejsce konkretne, namacalne, widoczne dla Rokity? Platforma z samej nazwy jest formacją, w której jest miejsce dla wielu. Ale mówię o miejscu w sensie stanowiska albo roli. To zależy też od samego posła Rokity. Trzeba pamiętać, że od jego woli zależy jego pole aktywności. Dziękuje bardzo.