Wymiana obsady stanowisk na najwyższym szczeblu zawsze powoduje mniejsze lub większe zamieszanie. W chwili, gdy doszło do zamachów w Paryżu, formalnie obowiązki premiera pełniła jeszcze Ewa Kopacz. Teraz, po zaprzysiężeniu nowego rządu, reagowaniem na bieżące wydarzenia zajmie się gabinet Beaty Szydło. - Na pewno gdzieś naprędce, w tej chwili jest przygotowywany cały zestaw, powiedziałabym, paradygmatów dotyczących tego, jak zareagować na wydarzenia w Paryżu - mówi dr Renata Mieńkowska-Norkiene. W ocenie politologa, pierwsze reakcje polityków PiS-u nie były przemyślane. Szybko do paryskich zamachów odniósł się Konrad Szymański, który w rządzie PiS zajmuje stanowisko ministra do spraw europejskich. "Wobec tragicznych wydarzeń w Paryżu Polska nie widzi politycznych możliwości wykonania decyzji o relokacji uchodźców" - napisał Szymański na portalu "wPolityce", czym ściągnął na siebie lawinę krytyki. - Póki co widzimy, że działanie ad hoc, reagowanie na bieżącą sytuację, słabo nowemu rządowi wychodzi. Konrad Szymański pozwolił już sobie wyjść przed szereg, i nie było to najbardziej udane wyjście - ocenia nasza rozmówczyni. Zdaniem dr Renaty Mieńkowskiej-Norkiene, wydarzenia w Paryżu będą miały przełożenie na pierwsze dni działalności nowego rządu. - Jeśli Beata Szydło poczuje się do rzeczywistej odpowiedzialności jako nowa premier, to siłą rzeczy powinna to uwzględnić - mówi dr Mieńkowska-Norkiene. Decyzja należy do Jarosława Kaczyńskiego - Z całą pewnością na tekst jej expose będzie miał wpływ Jarosław Kaczyński, zapewne większy niż ona sama. Pojawia się pytanie, na ile prezes PiS, w swoich strategicznych grach, które teraz uprawia, weźmie pod uwagę aktualne wydarzenia, i uzna, że te tematy zasługują na poruszenie w ramach expose, a na ile należałoby je zostawić - tłumaczy politolog. Ekspert zwraca uwagę na to, że resorty siłowe, które będą w największym stopniu zaangażowane w kwestie przyjmowania uchodźców i ewentualną walkę z terroryzmem, są obstawione ludźmi Jarosława Kaczyńskiego. - Do tego są to ludzie, którzy wzbudzają pewne kontrowersje, i nie należą do grona najbardziej proeuropejskiego - ocenia nasza rozmówczyni. Jakie będzie stanowisko nowego rządu w sprawie zamachów w Paryżu? - Raczej będą to okrągłe słowa, w rodzaju "musimy brać pod uwagę nasze własne bezpieczeństwo; trzeba się zastanowić; nie będziemy szli z mainstream'em" itd. Raczej będzie to podtrzymywanie pewnej atmosfery strachu, ale na pewno nie w sposób na tyle daleko idący, żeby od razu wzbudzić falę krytyki. Raczej będzie to ostrożne mówienie o bezpieczeństwie i mówienie o tym, że jest powód, żeby się bać, ale raczej nie sądzę, żeby jakieś wyjątkowo dantejskie sceny były roztaczane przed Polakami, które mogą się wydarzyć, jeśli zgodzimy się na kwoty w sprawie uchodźców. Raczej to będzie w stonowanym duchu - prognozuje dr Renata Mieńkowska-Norkiene. Nacisk na NATO Zdaniem naszej rozmówczyni nowy rząd włączy się w reakcję szerszej zbiorowości na zamachy w Paryżu. - Może wystąpić większy nacisk na podejmowanie działań w ramach NATO niż przez UE - przewiduje politolog. Można też spodziewać się, że rząd Prawa i Sprawiedliwości pozwoli sobie na podkreślenie swojego zdania, niezależnie od głosu europejskiego mainstreamu. - Ale myślę, że póki co to będzie dosyć stonowane. Nie będzie tak, że ten rząd od razu postawi się zupełnie wobec całej UE. Jest ku temu sprzyjająca atmosfera. Ale mimo wszystko będzie to teraz retoryka "i chcemy i boimy się, my mamy swoje interesy i zobaczymy co się stanie" - mówi w rozmowie z Interią dr Mieńkowska-Norkiene. Zdaniem naszej rozmówczyni, w obecnej sytuacji Polacy będą bardziej skłonni do zaakceptowania radykalnych rozwiązań, jeśli takie zostaną podjęte przez rząd. - Jeżeli to Jarosław Kaczyński rzeczywiście będzie podejmował pewne decyzje, a tak najpewniej będzie, no to może się zdarzyć, że dojdzie do jakiś bardzo radykalnych kroków np. bojkotowania decyzji dotyczących imigrantów. Ale myślę, że to wariant skrajny,który póki co nie będzie miał miejsca, tylko być może za jakiś czas, jeśli sytuacja się pogorszy - uważa ekspert.- Póki co będzie czekanie i próba zastanowienia się co dalej - mówi dr Mieńkowska-Norkiene. Prezydent nie zapełnił próżni Zdaniem naszej rozmówczyni, kryzys wokół zmiany rządu powstał w wyniku zamieszania związanego z niedawnym szczytem UE na Malcie. W efekcie braku porozumienia między ustępującą premier Ewą Kopacz a prezydentem Andrzejem Dudą, stanowisko Polski zaprezentował na Malcie premier Czech Bohuslav Sobotka. - Moim zdaniem to było dużym błędem. Tym bardziej, że za chwilę wydarzenia w Paryżu pokazały, że nie można tych spraw zostawiać samych sobie - uważa nasza rozmówczyni. - Przed dzisiejszym zaprzysiężeniem, rolą prezydenta było zapełnienie pewnej próżni. A tego prezydent Duda nie zrobił. Z tej perspektywy, wydaje mi się, że nie tyle prawnie, bo prawnie on nie musiał tego robić, ale tak czysto powiedziałabym obyczajowo, on mógł zapewnić pewną ciągłość przynajmniej w kwestii takiego zwykłego wypełniania naszych obowiązków w ramach Unii Europejskiej. Powinniśmy wypracować obyczaje polityczne Zdaniem dr Renaty Mieńkowskiej-Norkiene, aktualna sytuacja pokazuje, że elity polityczne nie do końca wiedzą, jak się zachować w takich przejściowych okresach. - Mamy coraz więcej sytuacji, w których jesteśmy zobowiązani do występowania za granicą, w przypadku zmiany rządów powinniśmy mimo wszystko próbować w jakiś sposób uregulować w sensie obyczaju politycznego. Tego rodzaju kwestie tego po prostu wymagają. Zawsze powinniśmy mieć plan B - podsumowuje w rozmowie z Interią politolog.