Zanim przejdziemy do znaczenia ujawnionej listy, wyjaśnijmy, na czym polega afera z Jeffrey'em Epsteinem. Był amerykańskim multimilionerem, który dorobił się na bankowości i inwestycjach. W 2005 roku pojawiły się wobec niego pierwsze zarzuty dotyczące przestępstw seksualnych. W 2008, dzięki ugodzie, skazano go na jedynie 13 miesięcy więzienia, choć groziło mu dożywocie. Sprawa odżyła w 2019 roku. Prokuratura zarzuciła milionerowi, że do swoich posiadłości sprowadzał nieletnie osoby i płacił im za stosunki. Miał też werbować dziewczynki i następnie proponować je znajomym milionerom. Do przestępstw dochodziło między innymi w rajskich posiadłościach Epsteina, w tym na Little Saint James - niewielkiej wyspie w archipelagu Wysp Dziewiczych Stanów Zjednoczonych. Milioner trafił do aresztu, ale końca procesu nie doczekał. Powiesił się w celi. W międzyczasie do sądów trafiła seria pozwów kobiet twierdzących, że zostały wykorzystane przez Epsteina. Natomiast prokuratura uznała za konieczne kontynowanie śledztwa, które miało ujawnić współpracowników Epsteina. Lista Epsteina W tym miejscu pojawia się wątek Ghislaine Maxwell. To brytyjska celebrytka, która wspierała czy wręcz organizowała proceder przestępczy w posiadłościach Epsteina. Była też jego partnerką. W 2022 roku skazano ją na 20 lat więzienia za handel dziećmi w celach seksualnych. W kontekście Maxwell również pojawiła się seria pozwów ofiar, domagających się zadośćuczynienia. Jedną z nich była Virginia Giuffre. W 2017 roku sprawa zakończyła się ugodą, a poszkodowana miała otrzymać "miliony". Jednocześnie gazeta "Miami Herald" domagała się upublicznienia dokumentów z pozwu Giuffre. Sąd federalny opublikował 3 stycznia 2023 roku ponad 900 stron wcześniej niedostępnych dokumentów. W aktach pojawia się lista osób, które miały się kontaktować z Epsteinem. To między innymi Michael Jackson, David Copperfield, były wiceprezydent USA Al Gore, fizyk Stephen Hawking czy były premier Izraela Ehud Barak. Są też gwiazdy Hollywood i ludzie ze świata biznesu. Jednak zeznania w żaden sposób nie przesądzają, czy osoby te odbywały stosunki z małoletnimi. W dokumentach jest zeznanie samej Maxwell, z którego wynika, że były prezydent USA Bill Clinton podróżował prywatnym odrzutowcem i śmigłowcem Epsteina. Jest też wypowiedź jednej z ofiar milionera - Johanny Sjoberg, której Epstein miał powiedzieć, że Clinton "lubi młode". Inne zeznanie dotyczy znajomości Epsteina z Donaldem Trumpem. Byli prezydenci nigdy nie zaprzeczali znajomości z milionerem, powtarzając, że w pewnym momencie zerwali z nim kontakty. Sjoberg zeznała również, że brytyjski książę Andrzej dotykał jej piersi w apartamencie Epsteina w Nowym Jorku. Książe i Clinton są wśród osób, które wielokrotnie odwiedziły Little Saint James. Byli prezydenci USA nigdy nie zostali oskarżeni o przestępstwa seksualne wobec nieletnich. W "liście Epsteina" nie ma też dowodów na takie przewinienia, a w mediach od lat pojawiały się informacje o znajomości polityków z Epsteinem. O znaczenie ujawnionej listy zapytaliśmy amerykanistę Bohdana Szklarskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego. - Tam nie ma nic specjalnie szokującego. Jest jeszcze paręnaście osób, które dostały czas na zareagowanie na to, że będą na liście - zaznaczył. Kolejne dokumenty ze sprawy mają być publikowane w przyszłości. Głos ludu w sprawie listy - Oczywiście, osąd opinii publicznej jest jednoznaczny. Wszystko, co się z Epsteinem kojarzy, jest automatycznie związane z wykorzystywaniem nieletnich, molestowaniem. Myślę, że "pudelki" będą miały trochę używania, ale też nie za dużo, bo trzeba będzie bardzo tłumaczyć ludziom, "kto zacz", skoro nie ma tam wielkich nazwisk - komentuje profesor Szklarski w rozmowie z Interią. - Sam fakt istnienia takiej listy, takich miejsc i kontaktów, to jest trochę jak bunga-bunga Berlusconiego. Zabawy bogatych i pewnych władzy ludzi, którzy myślą, że wszystko im wolno. Jest to pewien dowód na zepsucie elity, która zawsze istniała, od czasów Medyceuszy i wcześniej rzymskich. Greckie siedziby też były pełne najróżniejszych postaci, nie zawsze jasnym światłem świecących. To kolejny przykład świata znudzonej, zblazowanej elity, która poszukuje uciech - mówi dalej. Bill Clinton i sprawa Epsteina Zapytaliśmy również, jak upublicznienie listy Epsteina wpływa na Billa Clintona, który jest bohaterem nagłówków o ujawnionych dokumentach. - Absolutnie jego reputacja nie jest zniszczona. Sam Bill Clinton ciężko zapracował na to, żeby go uważać za lekkoducha za czasów prezydentury. Żona mu wybaczyła. Wyborcy mu wybaczyli w roku 1996, wybierając go na drugą kadencję. Wybaczyli mu to również w 1992, wybierając go na pierwszą kadencją, mimo oskarżeń o afery zdrady żony z kilkoma osobami - wskazuje Szklarski. - Bill Clinton dzisiaj jest prywatną osobą, jego postprezydentura nie jest czymś wybitnym. Nie jest to postać tak jak Jimmy Carter, który był moralnym głosem sumienia. Clinton wie, że nie jest strażnikiem moralności i nigdy nie był w tej roli obsadzany. Gdyby nawet wyszło na jaw, że uczestniczył w bachanaliach u Epsteina, myślę, że to jest już postać z przeszłości - podkreślił profesor. Jeffrey Epstein i Donald Trump Aktywnym politykiem jest za to Donald Trump, który pragnie po raz kolejny zasiąść w Gabinecie Owalnym. - Oczywiście w roku wyborczym jest możliwe, że to będzie rozdmuchane do większej skali, że "demokraci są tacy niemoralni". Ale republikanie też mają za uszami mnóstwo i myślę, że nie będą tego używać. Tym bardziej, że ich główny kandydat Donald Trump jest na liście - ocenia Szklarski. - Trump na też swoją reputację, która nie przeszkadza jego wyborcom. To nie jest świetlista reputacja. Trump w tym sensie jest do Clintona podobny. I do Berlusconiego. Wyborcy już to o nich wiedzą, to jest fakt. Pojawienie się kolejnej postaci, która oskarżyłaby Trumpa, że gdzieś ją obmacywał potajemnie albo składał niemoralne propozycje, już mu nie zaszkodzi, tylko będzie medialnym paliwem zdecydowanych przeciwników Trumpa. Ale nie obniży to jego potencjalnych notowań - uważa nasz rozmówca. Koniec sprawy Epsteina? Upublicznienie listy Epsteina media w USA i Wielkiej Brytanii zapowiadały od tygodni. Tymczasem kiedy dokumenty ujawniono, próżno się tam doszukiwać nowych informacji w sprawie, która ciągnie się już od blisko dwóch dekad. Czy kolejne doniesienia i listy będą przełomowe? - Myślę, że to będzie zdecydowanie temat niedzielny, rzadki. W tej chwili sprawa się już skończyła. To jest pewna zgnilizna elit biznesowo-politycznych, która prędzej czy później się ujawnia w jakiejś postaci i będzie następny Epstein. Będzie następna tego typu afera. Tym bardziej, że wyostrzamy nasze postrzeganie tego, co jest aferą - komentuje profesor. - W tym sensie tabloidy dzisiaj są rozczarowane, idą dalej, za chwilę znajdą następnych chętnych na pierwszą stronę - mówił w rozmowie z Interią Bohdan Szklarski. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!