- Podczas kongresu CDU w Darmstadt Angela Merkel wykluczyła budowę płotu na granicy z Austrią. Zdaniem niemieckiej kanclerz krok taki sprowokowałby reakcję łańcuchową, która mogłaby nawet doprowadzić do zbrojnego konfliktu na Bałkanach. Ta prognoza nie ma jednak waloru prawdopodobieństwa i jest jedynie zabiegiem retorycznym. Został on sformułowany w konkretnej sytuacji, gdzie Merkel musiała bronić swojej dotychczasowej polityki wobec migrantów przed krytyką ze strony członków własnej partii - uważa Artur Ciechanowicz, starszy specjalista z zespołu Niemiec i Europy Północnej w Ośrodku Studiów Wschodnich. Według eksperta "argument o wojnie mocno oddziałuje na wyobraźnie i przywołuje nie tak odległe przecież w czasie obrazy konfliktu na terenie byłej Jugosławii, ucinając w ten sposób wszelką dyskusję i ataki". - Tworzy się w ten sposób perspektywa w której problemy Niemiec wynikające z ogromnej liczby migrantów przybywających na ich terytorium stają się mniej istotne, a ludzie je nagłaśniający - małostkowi. Zresztą, Angela Merkel od początku kryzysu migracyjnego chętnie sięgała po argumenty aksjologiczne narzucając pewien styl debaty, który nie przyczyniał się do szybkiego rozwiązania konkretnych problemów - zaznacza Ciechanowicz w rozmowie z Interią. Samą dyskusję o możliwości wybuchu konfliktu zapoczątkowały żądania ograniczenia napływu imigrantów do Bawarii. Władze kraju związkowego graniczącego z Austrią domagają się skuteczniejszego kontrolowania granicy. To właśnie Bawaria jest głównym celem uchodźców zmierzających z Bliskiego Wschodu i Afryki do Niemiec. Według Merkel zamknięcie granic może skończyć się tragedią. "Celem większości migrantów jest dotarcie przed zimą do Niemiec" - Obecność uchodźców na terenach państw bałkańskich stanowi ogromne obciążenie społeczne i ekonomiczne. Pomimo wyraźnej otwartości i pozytywnego stosunku obywateli państw bałkańskich do uchodźców, wynikającego z niedawnej wojny i poprzez to wspólnoty doświadczeń, ich obecność w kraju wywołuje szereg napięć społecznych - wyjaśnia w rozmowie z Interią Rafał Baczyński-Sielaczek, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Publicznych, zajmujący się programem polityki migracyjnej. Baczyński- Sielaczek zwraca jednak uwagę na jedną ważną kwestię: "Linia napięć i konfliktów nie przebiega pomiędzy poszczególnymi państwami. Nie może to w związku z tym doprowadzić do konfliktu zbrojnego. Pewne istniejące napięcia wynikają z różnych stanowisk w sprawie uchodźców i braku skoordynowanych działań pomiędzy poszczególnymi rządami". Według eksperta zauważalne jest narastanie napięć wśród różnych grup uchodźców oraz pomiędzy uchodźcami a służbami takimi jak straż graniczna i wojsko. - Sytuacja ta może rzeczywiście doprowadzić do poważnych konfliktów i zamieszek. Przyczynia się do tego bardzo trudna sytuacja ekonomiczna uchodźców, dramatyczne warunki socjalne w jakich funkcjonują oraz presja związana z nadchodząca zimą. Celem większości migrantów jest dotarcie przed zimą do Niemiec. Niepowodzenie tego planu oznaczać będzie dla tych osób wegetację w nieprzygotowanych na taki scenariusz państwach bałkańskich - wyjaśnia analityk. Ekspert uważa, że celem działań podejmowanych w kwestii uchodźców powinno być przede wszystkim uszczelnienie granic zewnętrznych Unii, a także przyjęcie wszystkich uchodźców przebywających na obszarze państw bałkańskich. Pozostawienie uchodźców na tym obszarze może doprowadzić do destabilizacji tych państw i realnego zagrożenia konfliktami z użyciem siły - ostrzega Rafał Baczyński- Sielaczek w rozmowie z Interią. "Bałkany były i są jedną wielką beczką prochu" O to, w jakiej sytuacji są obecnie Bałkany i groźba Angeli Merkel ma szansę się urzeczywistnić zapytaliśmy także prof. dr hab. Ilonę Czamańską, kierowniczkę Zakładu Bałkanistyki w Instytucie Historii UAM, a także przewodniczącą Komisji Bałkanistyki, działającej przy poznańskim oddziale Polskiej Akademii Nauk. - Bałkany były i są jedną wielką beczką prochu. Konflikty nie są rozwiązane lecz uśpione i mogą wybuchnąć w każdej chwili. Sprawa uchodźców na pewno sytuacji nie ułatwia. W najtrudniejszej sytuacji jest Serbia, z której uchodźcom coraz trudniej się wydostać - wyjaśnia profesor w rozmowie z Interią. Prof. Czamańska przypomina, że Serbia jest biednym, zniszczonym wojną krajem, który jest pozbawiony poważniejszej pomocy z zewnątrz. - Serbowie, wbrew złej prasie, są narodem bardzo gościnnym, ale wszystko ma swoje granice - zaznacza ekspertka. Czamańska przypomina także, że w kwestii uchodźców i potencjalnego konfliktu, wiele zależy do Angeli Merkel i od jej decyzji. Według szacunków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tym roku do Niemiec ma przyjechać ponad 800 tys. azylantów. W rzeczywistości ich liczba może sięgnąć nawet 1,5 mln.