"Sami mi to zasugerowali (pracownicy IPN - red.). Powiedziałam: czemu nie" - stwierdziła Kiszczak w rozmowie z Michałem Dobrołowiczem z RMF. Poprosiliśmy o komentarz Instytut Pamięci Narodowej. Pracownik Instytutu zapewnił krótko: "To nieprawda". "Przygotowujemy oficjalny komentarz" - dodał. Podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej rzeczniczka IPN Agnieszka Sopińska-Jaremczak poinformowała, że wdowa po Czesławie Kiszczaku zgłosiła się do instytutu na początku lutego. Za przekazanie dokumentów zażądała 90 tys. zł. - Została poinformowana, że sprawa musi być załatwiona zgodnie z prawem. Kupowanie dokumentów nie ulega w ogóle żadnej sprawie handlowej, czymś takim się nie handluje, a już na pewno nie w IPN - powiedziała rzeczniczka.Po spotkaniu z Marią Kiszczak, do którego doszło w siedzibie IPN, została sporządzona notatka służbowa. Następnie o sprawie został powiadomiony prokurator. - Zabezpieczone materiały obecnie znajdują się w prokuraturze. Nie mogę powiedzieć, co prokuratorzy znaleźli na miejscu - dodała rzecznika. Agnieszka Sopińska-Jaremczak zapowiedziała, że jeszcze dzisiaj odbędzie się briefing prasowy prokuratury w tej sprawie. Wczoraj wieczorem szef IPN Łukasz Kamiński poinformował, że Maria Teresa Kiszczak, wdowa po generale Kiszczaku chciała odsprzedać Instytutowi dokumenty, które powinny już wcześniej być przekazane do jego zasobów. Kiszczak przedstawiła zapisaną obustronnie, odręcznie kartkę zatytułowaną "Informacja opracowania ze słów T.W. <> z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r." datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem "źrodł. T.W. <>, przyj. rez. <>, wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz". Zapowiedziała, że posiada więcej takich dokumentów. O sprawie został powiadomiony naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Publikujemy oficjalne oświadczenie IPN w związku z medialnymi wypowiedziami wdowy po Czesławie Kiszczaku: W związku z tym prokurator IPN w asyście policji wszedł do mieszkania Czesława Kiszczaka, by - jak poinformowano - "zabezpieczyć dokumenty podlegające przekazaniu do IPN". Na razie nie wiadomo, czy przeszukanie się zakończyło, czy znaleziono dokumenty i jakie. Część historyków uważa, że tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Bolek" w czasach PRL miał być Lech Wałęsa, przywódca "Solidarności" i późniejszy prezydent Polski. Wałęsa: Mali ludzie... Na oskarżenia o bycie TW "Bolkiem" Lech Wałęsa wielokrotnie odpowiadał, twierdząc, że są one nieprawdziwe. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, z którego wynikało, że nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek". "Ale walczą, nawet trupem Kiszczaka. Mali Ludzie - Zwycięzcy się nie sądzi" - napisał Wałęsa na swoim koncie na wykop.pl. Jak dodał były prezydent, nikt nie jest w stanie "kłamstwami, pomówieniami i podróbkami zmienić faktów". "To ja budowałem i stałem od 1970 roku na czele głównego odcinka walki. To ja etapami prowadziłem bezpiecznie do pełnego zwycięstwa. Zwycięstwo, przegrywając siebie, oddałem demokracji" - pisze Wałęsa. "Czy tu był błąd? Dziś wydaje się, że tak, ale jutro życie przyzna mi rację. Wielu z Was historia za te nikczemne czyny nazwie kołtunami" - podsumowuje. (jt)