Republikanie muszą to zrobić w tym tygodniu. W Senacie mają czas tylko do 30 września. Po tej dacie ustawy związane z budżetem będą wymagały większości 60 głosów, a więc dogadania się z demokratami. Ustawa Grahama-Cassidy'ego - od nazwisk jej autorów: senatorów Lindseya Grahama i Billa Cassidy'ego - to kolejna już w tej kadencji próba likwidacji Obamacare, co było naczelną wyborczą obietnicą republikanów i Donalda Trumpa. Szczegóły się zmieniają, ale filozofia kolejnych prezentowanych projektów pozostaje ta sama: znieść obowiązek ubezpieczania się, usunąć podatki "zdrowotne" nałożone przez poprzednią administrację, radykalnie obciąć federalne fundusze na służbę zdrowia, zwłaszcza na programy socjalne (głównie Medicaid), zdecentralizować system, oddając prerogatywy poszczególnym stanom oraz poddać służbę zdrowia regułom wolnego rynku. Według najnowszych estymacji ustawa Grahama-Cassidy'ego przyniesie budżetowi 133 miliardy dolarów oszczędności w ciągu 10 lat, ale pozbawi 21 milionów Amerykanów ubezpieczenia zdrowotnego. Niestety, dla Mitcha McConnella, lidera republikańskiej większości w Senacie i prezydenta Donalda Trumpa, który oficjalnie poparł ustawę Grahama-Cassidy'ego, wygląda na to, że i tej legislacji bliżej jest do kosza niż do dziennika ustaw. Przeciwko projektowi opowiedziało się już troje republikańskich senatorów: Rand Paul, John McCain i Susan Collins. Z różnych powodów. Dla libertarianina Paula ustawa jest niewystarczająco wolnorynkowa, a dla wrażliwej społecznie Collins - zbyt okrutna. Z kolei chorujący na guza mózgu McCain podkreślił, że tak znaczących zmian systemu nie można przeprowadzać w pośpiechu i bez żadnej debaty. Wezwał republikanów i demokratów do wspólnych prac ponad podziałami. Najnowsza reforma służby zdrowia jest równie niepopularna co poprzednie. Ustawę Grahama-Cassidy'ego popiera raptem 24 proc. Amerykanów. Mimo to republikańscy senatorzy, poza wymienionymi wyjątkami, robią wszystko, by przepchnąć ten projekt. Republikanom nie pomaga medialna atmosfera wokół reformowania służby zdrowia na gwałt, byle jak, byle tylko znieść Obamacare. W sprawę zaangażował się nawet satyryk Jimmy Kimmel, który sam ma ciężko chore małe dziecko. Skąd taka determinacja czy wręcz desperacja republikanów? To co podpowiada intuicja, potwierdzają doniesienia prasowe. Zniesienia Obamacare domaga się wielki biznes, któremu nie w smak podatki na służbę zdrowia wprowadzone przez Baracka Obamę. By sfinansować rządowe dopłaty do ubezpieczenia dla gorzej zarabiających Amerykanów (ale nie tych najbiedniejszych, którzy objęci są osobnym programem), poprzednia administracja nałożyła dodatkowe podatki na m.in. najbogatszych, firmy farmaceutyczne i ubezpieczeniowe. Tym ostatnim nie podoba się również zasada niedyskryminowania osób schorowanych i starszych (obecnie nie można żądać od nich wyższych opłat za to samo ubezpieczenie niż od osób młodych i zdrowych). Na zamkniętym spotkaniu z kolegami z Senatu Cory Gardner oznajmił, że "donatorzy są wściekli", co potwierdzają uczestnicy tego spotkania. "Nie dotrzymaliśmy naszych zobowiązań" - miał powiedzieć Gardner, dodając, że zbiórka funduszy na kampanię wyborczą (w 2018 roku odbędą się częściowe wybory do Kongresu) jest przez to bardzo utrudniona. Sponsorzy mieli zagrozić Gardnerowi, że jeśli Senat "nie przedstawi rezultatów", to politycy mogą pożegnać się z milionowymi przelewami. Powiązany z braćmi Koch, wieloletnimi, hojnymi sponsorami republikanów, Doug Deason z Teksasu publicznie oznajmił, że "świnka skarbonka się skończy", jeśli republikanie "nie załatwią pewnych spraw". Presja się opłaca, co pokazuje przykład senatora Deana Hellera. Publicznie krytykował on chaotyczne próby zniesienia Obamacare, ale po spotkaniu z dwoma miliarderami ze swojego stanu, Nevady - Sheldonem Adelsonem i Seve'em Wynnem - zmienił zdanie i stał się największym fanem ustawy Grahama-Cassidy'ego. Środowiska biznesowe z Newady miały zagrozić Hellerowi, że w prawyborach wystawią przeciwko niemu innego, bardziej posłusznego kandydata. Po wyborach z 2016 roku, kiedy to republikanie otrzymali pełnię władzy - Biały Dom, Senat, Izbę Reprezentantów - sponsorzy uważają, że pewne rzeczy im się po prostu należą. By obłaskawić zdenerwowanych miliarderów, zwłaszcza w kontekście nieskutecznych, póki co, prób zniesienia Obamacare, republikanie szykują reformę podatkową, zakładającą radykalne obniżenie danin płaconych przez najbogatszych i wielkie koncerny. Donald Trump obiecuje, że skutkiem będą dodatkowe miejsca pracy, ale badania nie potwierdzają tej zależności.