Przypomnijmy - w środę, 8 kwietnia, 78-letni senator z Vermont Bernie Sanders wycofał się z walki o prezydencką nominację Partii Demokratycznej. Tym samym nominację otrzyma były wiceprezydent, 77-letni Joe Biden i to on ma zmierzyć się z Donaldem Trumpem w jesiennych wyborach prezydenckich w USA. Czego dowiedzieliśmy się podczas prawyborów Partii Demokratycznej? 1. Status quo zostanie zachowane Niezależnie od tego, czy prezydentem pozostanie Donald Trump czy też Biały Dom odbije Joe Biden, w Stanach Zjednoczonych nie dojdzie do żadnej politycznej rewolucji. Obaj kandydaci zainteresowani są zachowaniem status quo rozumianego w przypadku USA jako symbiozę wielkiego biznesu i polityki. Nie dojdzie więc do zmian w systemie finansowania kampanii wyborczych i nie będzie powszechnej, publicznej ochrony zdrowia. 2. Pieniądze to (jednak) nie wszystko Choć bez milionów dolarów nie da się skutecznie prowadzić kampanii wyborczej, to wyniki nie są wprost proporcjonalne do nakładów. Jasno dowiódł tego przykład Mike’a Bloomberga. Miliarder wydał na swoją kampanię setki milionów dolarów, ściągnął najzdolniejszych sztabowców, miał najlepsze know-how, bazy danych i algorytmy, najwięcej spotów, ale koniec końców przegrał z Joe Bidenem. Co więcej, w tzw. Superwtorek 3 marca Biden potrafił wygrywać w stanach, w których nie wydał ani centa. 3. Wielkie powroty są możliwe Znów zobaczyliśmy, jak wiele może wydarzyć się w samej kampanii wyborczej. Po fatalnych wynikach w Iowa i New Hampshire Joe Biden był w istocie skreślany. Jego szanse na nominację określano jako minimalne (choćby w serwisie analityka Nate’a Silvera - FiveThirtyEight). Wyścig odwrócił się właściwie w kilka dni, tuż po Nevadzie, również przegranej przez Bidena. Najpierw przyszło wysokie zwycięstwo w Karolinie Południowej, później wokół Bidena szybciutko zjednoczyło się całe partyjne centrum, aż wreszcie nastąpiły triumfy w Superwtorek. Sondaże również pokazywały zmianę trendu w ciągu raptem kilku dni. 4. Partyjny establishment wciąż wpływowy Choć pod naciskiem Berniego Sandersa i jego zwolenników ograniczono rolę tzw. Superdelegatów (prominentnych członków partii) w prawyborach, to jednak establishment demokratów wciąż ma ogromny wpływ na cały proces. Nie jest tajemnicą, że Amy Klobuchar i Pete Buttigieg wycofali się z wyścigu i poparli Bidena tuż przed Superwtorkiem pod silnym naciskiem partyjnego centrum. Również w mediach - przede wszystkim w MSNBC - narracja establishmentu miała największą siłę przebicia. To niewątpliwie pomogło Bidenowi. 5. Pokonanie Trumpa ważniejsze od programu W każdych kolejnych głosowaniach i we wszystkich sondażach wyborcy demokratów wskazywali jasno, że przede wszystkim chcą odsunięcia Donalda Trumpa od władzy i jest to dla nich ważniejsze niż program kandydata. Joe Biden zdołał przekonać demokratów, że będzie miał z Trumpem większe szanse niż Bernie Sanders. 6. Urok Joe Bidena "Wujek Joe" miewa wpadki, ale w porównaniu z Hillary Clinton jest dużo bardziej lubiany. Jego życie, naznaczone tragediami rodzinnymi, wzrusza i inspiruje wielu Amerykanów. Ponadto Biden kojarzony jest z rządami Baracka Obamy, co zwłaszcza wśród Afroamerykanów ma ogromne znaczenie. Biden również często odchodzi od politycznej sztampy, jest naturalniejszy niż wspomniana Clinton. No i łatwiej będzie mu uzyskać wsparcie Sandersa. Obaj się przyjaźnią. 7. Problemy Joe Bidena Nie da się zaprzeczyć, że będący w podeszłym wieku Biden często gubi wątki, myli się i "zawiesza". Raz jest w lepszej formie, a raz w gorszej. Trochę konfabuluje (co akurat na tle Trumpa nie powinno być aż takim obciążeniem). Ponadto jego polityczny dorobek np. głosowanie za wojną w Iraku będzie w zbliżającej się kampanii po wielokroć kwestionowany. 8. Bernie Sanders przegrał wysoko To nie była powtórka z 2016 roku. Gdy w prawyborach pozostali tylko dwaj główni pretendenci - Biden i Sanders - senator z Vermont zaczął przegrywać dużo wyżej niż w 2016 r. z Clinton. Różnica stała się znacząca. To nie był wyrównany wyścig. Czteroletnie zabiegi, by ulepszyć relacje z afroamerykańskimi wyborcami spełzły na niczym - przegrał w tej grupie równie wysoko co wówczas. Można też spekulować, na ile jego zaskakujące wyniki w 2016 r. były rezultatem po prostu niechęci do Hillary Clinton. I jeszcze jedno - młodzi wyborcy masowo popierają Sandersa. To prawda. Ale gdy przychodzi co do czego, nie stawiają się tak tłumnie w lokalach wyborczych, jak liczyłby na to jego sztab. 9. Spuścizna Berniego Sandersa Mimo powyższego Bernie Sanders opuszcza ring z podniesionym czołem. Znów zadziwił establishment. Mimo że jesienią przeszedł zawał, to dzięki milionom zagorzałych zwolenników zdołał wysforować się w pewnym momencie na czoło wyścigu. W pokonanym polu zostawił takie "gwiazdy" demokratów jak Elizabeth Warren czy Kamalę Harris. Choć Bernie Sanders ostatecznie przegrał, jego spuścizna trwa. Zdołał przesunąć partię w lewo i odmienił debatę publiczną w USA. Większość Amerykanów (choć nie większość polityków) popiera jego program opieki zdrowotnej "Medicare For All". Epidemia koronawirusa tylko uwypukliła patologie obecnego, sprywatyzowanego systemu. To że w USA na poważnie zaczęto dyskutować o redystrybucji, progresji podatkowej, podatku majątkowym, finansowaniu kampanii wyborczych czy umorzeniu studenckich długów - jest zasługą Sandersa. "Razem przekształciliśmy amerykańską świadomość na temat tego, jakim chcemy stać się narodem. Razem zrobiliśmy duży krok w niekończącej się walce o sprawiedliwość ekonomiczną, społeczną, rasową i środowiskową" - powiedział 78-latek, ogłaszając swoją rezygnację. 10. Nowe lewice doszły do ściany Wydaje się, że przegrana Sandersa z Bidenem ilustruje ścianę, do której doszły nowe, antykapitalistyczne lewice, które zaczęły rosnąć w siłę po kryzysie z 2008 roku. Jeremy Corbyn w Wielkiej Brytanii czy Bernie Sanders w USA byli najbliżej, ale nie zdołali przejąć władzy (a nad dorobkiem Syrizy w Grecji spuśćmy zasłonę milczenia). W obu przypadkach centrolewica obroniła swoją pozycję. Nowe lewice są w stanie jedynie kawałek po kawałku wyrywać ustępstwa programowe w ramach szerokich platform, wpływać na debatę publiczną, nagłaśniać konkretne problemy, ale to wszystko, na co mogą obecnie liczyć. Jednak polityka - że sięgniemy po banał - nie znosi próżni. Gdy Bernie Sanders schodzi ze sceny (przynajmniej tej "prezydenckiej"), jego ideologiczni wychowankowie zgłaszają gotowość, by przejąć pałeczkę. W tym gronie najzdolniejsza i najbardziej charyzmatyczna jest 30-letnia Alexandria Ocasio-Cortez i to w niej teraz pokładane będą nadzieje amerykańskiej lewicy.