Decyzja Kremla z 7 sierpnia i jej wpływ na gospodarkę krajów członkowskich były jednym z głównych tematów wczorajszego posiedzenia Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Debatę rozpoczęło przemówienie unijnego komisarza ds. rolnictwa Daciana Ciolosa, którego do odpowiedzi wywołał polski przewodniczący komisji rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski (frakcja EPL - Europejska Partia Ludowa). Europoseł PSL pytał m.in. jakie kolejne działania KE przewiduje w walce z negatywnymi efektami rosyjskiego embarga. Nowy pakiet pomocy Ciolos zaznaczył przede wszystkim, że odpowiedź KE na rosyjskie sankcje była bardzo szybka. - 7 sierpnia Moskwa wprowadziła embargo, a już 11 sierpnia podjęliśmy decyzję o wsparciu sektora nektarynek. 10 dni później ogłosiliśmy duży pakiet pomocowy dla producentów owoców i warzyw. Potem także mięsa i mleka - podkreślił unijny komisarz. - Biorąc pod uwagę nagły charakter sprawy, wybraliśmy owoce i warzywa sezonowe. Decyzje podejmowaliśmy w konsultacji z państwami członkowskimi, a także w kontekście puli pieniędzy, która została na to przeznaczona. Komisja działała szybko i proporcjonalnie - biorąc pod uwagę wartości szacunkowe tego, co tradycyjnie eksportowaliśmy do Rosji, a w wyniku embarga musieliśmy wycofać - tłumaczył Ciolos. Przypomnijmy, że KE przeznaczyła 125 mln euro na pomoc dla sektora łatwo psujących się owoców i warzyw, 34 mln euro na wsparcie rynku nektarynek i brzoskwiń. Komisja chce także wyasygnowania 30 mln euro na promocję produktów rolnych na rynku wewnętrznym UE. - Obecnie nie wykluczamy, że kolejne produkty zostaną dopisane do listy. Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu będę mógł ogłosić nowy pakiet dla sektora owoców i warzyw, który obejmie dodatkową pulę pieniędzy określoną na podstawie sytuacji w terenie - powiedział Ciolos. Komisarz zaznaczył także, że KE pracuje nad rozwiązaniami długofalowymi. - Przede wszystkim myślimy o dywersyfikacji rynków zbytu. Chcemy zachęcić producentów, by otworzyli się na nowe rynki, także te wewnętrzne - zaznaczył Ciolos. Dotychczasowe miliony nie wystarczą W debacie, która wywiązała się po wystąpieniu komisarza posłowie na ogół zgadzali się, że działania KE i wyasygnowanie pieniędzy na rekompensaty były szybkie, jednak niewystarczające. - Gdy na rosyjską aneksję Krymu i prowadzenie przez Kreml wojny na Ukrainie UE odpowiedziała sankcjami, wiadomo było, że Rosja odpowie tym samym. Obecnie musimy pomóc tym, którzy cierpią z powodu tej odpowiedzi - mówił Albert Dess z frakcji EPL. - Zanim jednak sięgniemy do pieniędzy z Brukseli powinniśmy wykorzystać wszystkie możliwości pomocy w ramach państw członkowskich, stosując np. ulgi podatkowe lub upraszając możliwość zorganizowania akcji typu "mleko w szkole" czy "jabłko w szkole", by można było szybko znaleźć wewnętrzny rynek zbytu - dodał. Za szybką reakcję podziękował KE także Paolo de Castro z frakcji socjalistycznej. Jednak zaznaczył, że dalsze plany muszą być bardziej zdecydowane, ponieważ w najbliższym czasie nie widać końca kryzysu. - Na nasze działanie zawsze będzie odpowiedź rosyjska. To będzie swego rodzaju ping-pong - przestrzegł. W imieniu frakcji EKR (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) w debacie głos zabrał Janusz Wojciechowski z PiS, który przypomniał słowa Lecha Kaczyńskiego sprzed sześciu lat: "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!". - Sankcje ekonomiczne są dobrą metodą powstrzymywania zapędów Rosji, ale są kosztowane dla obu stron. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy europejskiej solidarności w pomocy potrzebującym - mówił. - Konsekwentnie stosowane sankcje mogą przyczynić się do rozwiązania kryzysu na Ukrainie. Podobnie jak w czasach Ronalda Reagana, gdy pomogły w rozmontowaniu ZSRR - dodał. Rynki wewnętrzne Europosłowie podkreślali także, że KE potrzebna jest długoterminowa strategia radzenia sobie ze skutkami rosyjskiego embarga. - Co zrobimy, jeśli embargo zostanie utrzymane? Czy mamy opracowaną strategię? - pytał Ivan Jakovcic z Grupy Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy. - Komisarz wspominał o agresywnym szukaniu nowych rynków, jednak powinniśmy ten kryzys wykorzystać także na próbę rozszerzenia rynków wewnętrznych, np. by owoce i warzywa trafiały do szkół. O wzmocnienie popytu wewnętrznego apelował także Martin Hausling z Grupy Zielonych. - Przestrzegam przed upatrywaniem leku na całe zło w nowych rynkach zbytu. Musimy podjąć próby zażegnania tego kryzysu wewnątrz Unii Europejskiej, by bardziej zaspokajać potrzeby rynku europejskiego. Gdyby nasza polityka rolna tak wyglądała, nie mielibyśmy dziś tylu problemów - przypomniał. Na długofalowe skutki embarga zwrócił uwagę Marco Zullo z Grupy Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej (EFDD). - Może się okazać, że Rosjanie spróbują innych produktów i już nie będą chcieli do naszych wrócić - przestrzegał. "Putin się cieszy" Oprócz Wojciechowskiego w debacie zabrało głos jeszcze troje polskich eurodeputowanych. Wyjątkowo krytycznie wypowiedziała się zwłaszcza Beata Gosiewska z PiS (EKR). - Władimir Putin się cieszy, ponieważ KE nie potrafi podjąć skutecznych działań zapobiegających unijnym stratom w wyniku rosyjskiego embarga - mówiła - Bruksela powinna zrobić coś konkretnego, a nie tworzyć iluzję pomocy. Określone kwoty rekompensat są śmiesznie małe, a decyzja o wstrzymaniu wniosków skandaliczna. Europosłanka - przeciwnie do partyjnego kolegi Wojciechowskiego - uznała, że sankcje gospodarcze wprowadzone wobec Rosji nie są skuteczne i nie pomagają w rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie. Krytyczny był także Zbigniew Kuźmiuk. - Działania KE każą przypuszczać, że mamy do czynienia z niewielkiej wagi problemem na rynku. W niektórych przypadkach spadek cen sięga 30-40 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem, a KE chce na to odpowiadać jak na zakłócenia na rynku - zauważył europoseł PiS. Za "daleko niewystarczające" obecne działania KE uznał także Jarosław Kalinowski z PSL (EPL). - Tym bardziej cieszę się z zapowiedzi kolejnych działań - dodał. Zaznaczył jednak, że pomoc powinna być skierowana nie tylko dla producentów owoców i warzyw, ale także mleka i mięsa. Pustki na sali Wydawałoby się, że skutki rosyjskiego embarga, które odczuwa obecnie w mniejszym lub większym stopniu cała UE, powinny zelektryzować europosłów. Nie tylko z powodu ich wymiaru czysto ekonomicznego, ale także umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina, która ma być - w okrojonej formie - głosowana jutro w Strasburgu. Frekwencja w ławach europoselskich dowiodła jednak, że nic bardziej mylnego. Na początku debaty na sali plenarnej było około 230 posłów, czyli mniej niż jedna trzecia wszystkich. W czasie kolejnych wystąpień liczba ta sukcesywnie malała. Po 1,5 godziny na sali zostało już tylko około 80 posłów. Ze Strasburga Agnieszka Waś-Turecka